Opowieści mazurskich treści i... dlaczego jestem złym materiałem na żonę...
31 sierpnia 2016 o 22:16
Przed
momentem zakończyłam wymagającą wiele cierpliwości akcję
ratunkowo-ewakuacyjną ćmy. Wleciała cichaczem do domu i wiedziałam, co
to znaczy. Że trzeba ją eksmitować, bo spadnie wielki gniew. Chwyciłam
czym prędzej szczotę i zamachnęłam się... Wtedy nadludzka siła, wręcz
potężna, zwana sumieniem, wstrzymała szczotę w powietrzu, w
zawieszeniu... "Co ty, dziecko, robisz?" - pomyślałam natychmiast.
Chciałam zabić ćmę. Zapiekło mnie w gardle, coś mocno, jakby wstyd i żal
do samej siebie. Pyrgnęłam szczotę w kąt i rozejrzałam się drapieżnie
po okolicy w poszukiwaniu natchnienia i koncepcji ratowania owada
niczemu niewinnemu, któremu darowałam wspaniałomyślnie żywot. I porwałam
kartkę i miskę. Miską nakryłam przerażoną ćmę, skurczoną do granic
możliwości, gdyby mogła, wtopiłaby się w podłogę. ( Tak mi moja
wyobraźnia podpowiada, bo chciałam sobie dodać potęgi wobec ćmy...!)
Uchwyconą pomiędzy miską a kartką dzielnie wyprowadziłam na podwórko.
Nie chciała z kartki odlecieć. Wtedy wytężyłam wzrok, wysunęłam nos do
przodu, brodę, oczy wytrzeszczyłam mocno i... podziwiałam. Mrugnęłam... I
chyba dla niej to było słyszalne. Odfrunęła. Ciepełko oblało mi serce i
byłam spełniona. Ściskając miskę, wróciłam do chałupy. Pełna tryumfu.
Dumy. Samowyzwolenia. Przecinek zajęty samochodem, nie zauważył mojego
wyczynu. Zawsze jak robię najbardziej spektakularne rzeczy w moim życiu,
to on się na mnie NIE gapi.
Ostatni
weekend był intensywny. W kilkanaście godzin zobaczyłam tyle miejsc,
ile mi się nie śniło. A wszystko za sprawą mojego towarzysza życiowego.
Liczyłam wiele razy na pokazanie mi rodzinnych, mazurskich miejscowości
pełnych wspomnień. Znalazł wreszcie czas. Znalazł chęci. Poznałam małe
wioski, Stańczyki... Słuchałam w skupieniu i odtwarzałam film ze słów.
Przeciekające
za szybą obrazy polskich wsi i moja głowa pełna paniki. Za ile stracę
grunt pod nogami? Czy nastąpi to szybko? Czy będzie to trwałe? Czy
upośledzi mnie to na resztę mojego życia? Patrzę na Jego twarz. Twarz
wyglądająca na twardą, szorstką. W rzeczywistości jest miękka i
przyjemna, idealna dla moich dłoni. Patrzę na bliznę nad wargą. Na
wgłębienie w nosie. W brwi, po kolczyku. Mruga. Sięga po okulary
polepszające widoczność na drodze. Zapada zmierzch. Mówi do mnie, ale
ledwo Go słyszę. Wreszcie zdecydowałam, że muszę zrozumieć, co mówił.
Chce kawę. Musimy zrobić przystanek na stacji benzynowej. Z gorącą kawą
wyjeżdżamy już w mrok. Myślę - mogę w tym trwać. Mogę to mieć już do
końca życia. Odpowiada mi to. Chcę tej twarzy szorstkiej z wyglądu i
miękkiej w dotyku. I zapachu kawy z Orlenu. I nie chcę nigdy się bać,
nie chcę nigdy mieć lęku przed zmierzchem, że spędzę go sama.
No
i już. 6 września rezonans. Znowu budzę się skostniała po nocy, jakbym
wyszła z zamrażalnika, a nie z ciepłego, pachnącego łóżka. Budzę się ze
ściśniętą szczęką, jakbym chciała zmiażdżyć sobie wszystkie zęby. Jak
jakiś pieprzony wściekły Reksio. Dziś Beata wyraziła moje myśli. Po
rezonansie, czystym i dobrym, znowu jest spokój i wszystko jest okay. A
na dwa tygodnie, na tydzień przed rezonansem wyobraźnia wytwarza wznowę,
progresję, cuda wianki. No właśnie. Chodzę po ścianach. Chciałabym już
mieć za sobą 6 września.
Chciałam
też z tego miejsca przeprosić mojego chłopaka ze wszystkich sił, jakie
mam. Zrobiłam coś potwornego. Takiej żony nikt by nie chciał. Może
dlatego mi się nie oświadcza? Do tej pory nie umiem sobie tego wybaczyć.
Jestem doprawdy okrutna. W ogólnie nie mieści mi się w głowie, czemu On
ze mną jest? Z takim bydlakiem jak ja? Wyobraźcie sobie...
Przywłaszczyłam sobie gąbkę. Gąbkę do mycia ciała. Nie byle jaką.
Należała do Przecinka. Nie była używana, co prawda, ale kupił
sobie...Była Jego! I miała napisane na opakowaniu - "FOR MEN". Mój men
jest temu winien... Kupować jej dla mnie nie powinien... Amen. :D
Piramida
w Rapie. Została zbudowana w 1811 roku dla rodziny Farenheit. Myślałam,
że to taka zwyczajna piramida, że nic wielkiego...Ale kiedy
podskoczyłam do okienka i zajrzałam do środka, zauważając trumny,
zrobiło mi się nieswojo. Zwłaszcza, gdy dopatrzyłam się bardzo małej
trumny. 
I
wreszcie moje ulubione mosty w Stańczykach. Są naprawdę ogromne. Mają
ponad 36 metrów wysokości. Spytałam Przecinka, czy gdybym wypadła,
miałabym szansę tam na dole się podnieść. Bo wiecie, ja to się tam nie
znam... Ale może i bym wyszła z tego? Przecinek kategorycznie
zaprzeczył. Nie uszłabym z życiem.
Komentarze
Prześlij komentarz