Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2017

Raport: niedoręczono 4

Obraz
Nie ma Cię. Niespodzianka? Dla mnie jeszcze czasem tak. Budzę się i przetrawiam. Codziennie na nowo, codziennie tak samo zdezorientowana.  Jak dziecko. Zupełnie jak wtedy, gdy powitałam pierwszy raz warszawskie liceum i czułam, że to przełom. A miałam 16 lat i przecież wydawało mi się, że co nieco już wiem. O tym świecie... 26 grudnia minie pół roku. To jest dokładnie 184 dni. Gdy moje koślawe palce policzyły to skrupulatnie na kalkulatorze, na chwilę się uśmiechnęłam. Ironicznie. Jak mnie to moje serce okłamuje? Przecież pamiętam jeszcze, jak ostatni raz się widziałyśmy. A niedługo minie rok, odkąd się ostatni raz widziałyśmy. Pamiętam tamten dzień. Jechałam do Ciebie swoim samochodem, pierwszy raz pokonując nim tę drogę. Niektórzy nazywają ten odcinek drogą śmierci, bo jest tam wiele wypadków. Tego dnia przywiozłam Ci książkę i list. Cieniutką książkę, żeby Cię nie nadwyrężać. Rozmawialiśmy i jedliśmy ciastka. Czekoladę. Piłaś czerwony, bardzo ważny dla Ciebie sok. Przez słomkę.

Brzdęk i lęk

Obraz
  22 listopada 2017 o 23:39 Oswajam się z życiem. Oswajam się z ludźmi. Każdego dnia staram się zapominać o tym, co złe. Uczę się ufać. W szczególności jednej osobie. Uczę się zapamiętywać najdrobniejsze gesty. Czy nie zrobią mi krzywdy? Myślę o tym, co miało miejsce wcześniej i przez pryzmat tego, boję się przyszłości. Ale czy tak powinnam? Przecież On sam powtarza - przeszłość nie ma znaczenia. Nie ma? Nie ma znaczenia to, co kiedyś było najważniejsze? A teraz? Teraz coś jest najważniejsze. Czy to znaczy, że za jakiś czas będzie kompletnie bezwartościowe? Nie mogę przyjąć takiej strategii. Przeszłość w moim życiu odgrywa ważną rolę. Rolę kata i niszczyciela. Niszczy bez mrugnięcia okiem prawie każdą chwilę, by nasączyć mnie lękiem przed powrotem schematów dawnych. Przerabiałam tysiące razy temat zmiany człowieka. I wyszłam na zero. Już sama nie wiem, czy człowiek, takie ciekawe zwierze, głupie do imentu...Może się zmienić? Wyrzucić z siebie mankamenty. Zapomni

Metro, światła, jabłka z cynamonem

  28 października 2017 o 02:05 Stałam i patrzyłam bezradnie na karton przepełniony po brzegi jabłkami. Podarunek od Tadeusza. Drugi karton. Po kilku minutach zaczęłam cierpliwie obierać. Jabłko po jabłku. Te moje, ulubione, z białym miąższem oraz te ulubione Jej, z żółtym miąższem. Każde jabłko rodziło refleksję. Nade mną, nad Nim, nad Nią, nad nami. Nad tym, co mnie otacza. Nad zielonym kubkiem z mokotowskiego sklepu, który kupiłam pewnego upalnego dnia. Nad zwiędłym krzakiem róży, który Przecinek przyniósł i nie mógł wiedzieć, że skazany jest ten krzak na śmierć. A był skazany, bo same łodygi bez korzeni wsadzone w ziemię nie pożyją wiele...Ktoś im to zrobił. Obierzyny spadały, spadały... Pachniało jabłkiem, cynamonem i miodem. Pomyślałam - tak pachnie nasz dom. Tak ma pachnieć po wieki. Przypomniałam sobie dzień kilka tygodni wstecz. Wsiadłam do metra i czułam się dobrze. Wyglądałam ładnie, byłam umalowana i miałam cudowny humor. To był jeden z tych

Raport: niedoręczono 3

Obraz
  23 października 2017 o 22:40 Nie ma Cię. Nadal. A ja nadal czasem jestem tym przerażona. Potężnie. Najczęściej, gdy piję herbatę. Jak głupia jestem? Naprawdę myślałam, że wrócisz, że nieobecność jest na chwilę. To już nie jest przyzwyczajenie, tęsknota. To czysta, skondensowana, bardzo bolesna głupota. Nadchodzi Święto Zmarłych. Ja lubię te dni. To jest ten czas, kiedy można smucić się legalnie.  Ostatnio bywam u Ciebie częściej. Zawsze rano, wcześnie. Już jest zimno na dworze. A gdy stoję przy Tobie, każdy podmuch wiatru narusza  liście na drzewie. A one złotymi, żółtymi i brązowymi falami spadają na mnie i na Ciebie. Zakrywają pudrowe mieczyki, różowe róże i wrzosy. Czasem skrupulatnie wybieram je spomiędzy zniczy, słonia, anioła. A czasem tylko patrzę, jak lądują. Stoję, często bardzo mi zimno, bo jestem ciepłolubna i wdycham zapach kwiatów. Najpiękniej i najmocniej pachną białe lilie. Tak samo pachniały, gdy niosłam Ci je pierwszego lipca. Mimo wszystko

T jak tęsknota

Obraz
  20 września 2017 o 21:53 Co to jest tęsknota? Tęsknota to wyjmowanie z kosza na pranie koszulki, która nasączona jest zapachem skóry i perfum. To meldowanie się przy oknie, gdy tylko słychać pracujący silnik samochodu. To dzwonienie, nawet wtedy, gdy to grozi solidną kłótnią, bo w pracy bywa to niekoniecznie dobre posunięcie. To spanie na tej drugiej, nie mojej poduszce. Tęsknota to nieodłączny element przyzwyczajenia. Lubię tęsknić. Ale tylko dlatego, że mam możliwość ugasić tę tęsknotę. Po 16 godzinach. Po dwóch godzinach. Po kilku minutach, gdy wracam z kuchni. Mogę dotknąć. Ramię, ciepłe, twarde. Albo kawałek czoła, dziurkę obok której jest klips, wystający, płaski. Najpierw jedna dziurka, potem druga, trzecia i czwarta nieopodal ucha. Czasem śledzę bliznę. Wiem, gdzie się rozpoczyna, wiem, gdzie jest jej koniec. Czasem dotykam. Ale nie często, bo mnie to boli w palec. Nie chcę się przyzwyczajać. Do nikogo i do niczego. Bo to nie jest dobre wyjście. Ale jak n

Rocznica Banacha i Wołoskiej

Obraz
  2 września 2017 o 16:39 Nie mogę wyjść z podziwu tego, jak niektóra psychika potrafi się regenerować. Nie każda. Ale są takie, które w bardzo szybkim tempie są jak nowe. Dlaczego nie mogę takiej mieć? Łatwo wyrzucić człowieka z pamięci. Wyczyścić wspomnienia, dawne chwile, usunąć zbędne i niezbędne przemyślenia. Zacząć na nowo dosłownie WSZYSTKO. Tego też nie umiem. Ta umiejętność jest poza zasięgiem moich mocy. Rozmyślam o tym od tygodnia. O takim fascynującym korygowaniu błędów w znajomościach. Przecinkowi popsuła się mała rzecz w aucie, powiedział wtedy, że chyba trzeba zmienić auto. Zapytałam zadziornie, czy ma w zwyczaju wymieniać wszystko, co się  psuje? Skwitował to śmiechem, ale... Dlaczego wszystko wyrzucamy? Podarte ręczniki, popękane telefony, smutnych, złych, zagubionych ludzi? W tym wieku nie ma już ludzi "naprawiających". Wszystko trzeba zaraz wymienić, zamienić. Nie naprawić? Oczy wyszły mi z orbit, gdy mój siedemdziesięcioletni D

Wrzosy

Obraz
  21 sierpnia 2017 o 21:00 Chłodnawy wieczór. Gdy wychodziliśmy z domu i dotknęłam różowawych wrzosów, które powiesiłam w doniczkach na barierce, pomyślałam - koniec lata. Zapach, to już ten jesienny zapach. Przypomina mi dziwne momenty. Wprawia mnie w pewien stan osłupienia, ogłuszenia, marazmu... Tak pachniały poranki, gdy wychodziłam z domu do szpitala, i tak pachniały wieczory, gdy wychodziłam ze szpitala do domu... W przerwach, gdy wychodziliśmy czasem na parking przed szpitalem, oczywiście znowu pachniało latem. Ale poranki i wieczory pachniały zimnem, rosą, wilgocią, ostatnimi podrygami roślin, resztkami chlorofilu.  I teraz, ta końcówka sierpnia, właśnie tak pachnie. Pachnie wrześniem. Pachnie powrotem do szkoły, powrotem obowiązków i moimi wspomnieniami. 8 września miną dokładnie dwa lata od operacji Przecinka. Czasem, gdy jadę samochodem i wracam do tego myślami, gubię się. Zapominam - czy to dwa lata, a może trzy? Muszę policzyć wtedy powoli, na p

Żabka, która leczy i dręczy

Obraz
  9 sierpnia 2017 o 21:42 Wczoraj był rezonans. Standardowa procedura. Ale coś w środku boleśnie drążyło we mnie tunele. Nie było mnie tak dawno w Centrum Onkologii, że kiedy weszłam, o dziwo przez automatycznie rozsuwające się drzwi, poczułam dziwnego rodzaju panikę. Łzy zapiekły w oczach. Gardło mimowolnie ściśnięte. Nie było mnie tam od czasu...Od tamtych dni... Pomarańczowe pasy na ścianach, znajomy zapach, charakterystyczny dźwięk butów stukających po marmurze.  Wszystko wracało z prędkością światła. Nagle człowiek widzi, ile rzeczy teoretycznie aktualnych, boleśnie się przedawniło. Pamiętam tyle wydarzeń, które już dawno zyskały miano "odległych". Zielone winogrona przywiezione przez Gosię, Jego ulubione w pewnych chwilach choroby. Pamiętam czarną, skórzaną kurtkę. Pamiętam zielone klapki. I brudne palce. Oczywiście pamiętam widok srebrnego volswagena golfa z tak wysoka, z 9 piętra, zaparkowanego dwa miejsce od końca, obok drzewka. I pamiętam tak

Raport: niedoręczono 2

Obraz
  30 lipca 2017 o 22:02 Minął rok. Nie powiedziałabym. Jakoś tak sama nie umiem w to uwierzyć. Nie za szybko? Wcale nie zdawałam sobie z tego sprawy. Nie myślałam o tym. Że ta data jest aż tak napęczniała wspomnieniami. A dziś to do mnie dotarło.  Ty chyba też byś nie powiedziała, że minął rok. To prawda, że czas szybko biegnie, że szybko mknie, że wszystko przemija. Ale aż tak?  Pamiętam jednak ten dzień, rok temu, bardzo wyraźnie. Byłam poddenerwowana. Chciałam, żeby było wszystko idealnie. Wszystko. A nie było. Pewnie nie pamiętasz, nawet chyba Ci nie opowiadałam. O tym arbuzie. Jak Przecinek łapczywie się go najadł, a potem, prawie przed samą uroczystością... Nie wiem sama, chyba zbyt ważny był to dzień, żeby opowiadać Tobie o tym nieszczęsnym arbuzie.  Zresztą, potem o nim zapomniałam, wyluzowałam się.  Płakałam. Nawet dużo. Potem w samochodzie dziwiłam się, stojąc w potężnym korku pomiędzy gigantycznymi topolami, że mój "perfekcyjny" maki

Raport: niedoręczono

Obraz
  27 lipca 2017 o 22:35 Wiesz, najgorsze w tym wszystkim jest to, że tam gdzie teraz jesteś, nie dochodzą żadne listy, nie są dostarczane sms'y i nie ma szans na wykonanie połączenia, które mogłabyś odebrać. Po prostu. Zero kontaktu. Nie ma żadnego adresu e-mail, na który mogłabym napisać. Numer telefonu? Czy jakiś operator umożliwia połączenia? Czy tam jest jakiś zasięg? Jakaś kompletna dezorientacja. Dezinformacja. Bałagan myśli. Plątanina wspomnień.  Minął miesiąc i jedyne co coraz bardziej mnie dręczy, to niewykorzystany czas. Wiedziałam przecież, co się dzieje. I nie wykorzystałam tego. Ty pewnie nie masz mi za złe, tych obietnic i pomysłów. Pewnie miałaś ważniejsze zmartwienia. A ja teraz wpadam w zamyślenie, kilkanaście razy na dobę i wypominam sobie, ile razy mogłam Cię odwiedzić, jaką książkę mogłam Ci przeczytać, co opowiedzieć i jak złapać za dłoń, za palca chociażby... Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co mi dawałaś. Przez ten krótki czas, k

Morskie opowieści

Obraz
  23 lipca 2017 o 21:20 Pada deszcz. Właściwie leje jak z cebra. Ale nie specjalnie mi to przeszkadza. Kiedyś bardzo bym rozpaczała - bo nie opalę ciała, nie posiedzę w słońcu na plaży, nie doznam ukochanego ciepła. Ale teraz to nie jest dla mnie priorytetem. Ważne jest, żeby spędzić ten czas w spokoju, z uśmiechem na twarzy i ważne jest, żeby odpocząć. I na nowo wyłuskać z siebie te cechy, które cenimy.  Nie ma grzybów. To jedno mnie dokuczliwie zasmuciło. Tak dawno nie byłam na grzybach, że gdy tylko zaczęłam odliczać tydzień przed wyjazdem, nocami wyobrażałam sobie przed snem las, las pełen grzybów i widok morza z klifu, omszonego i pełnego kurek. A las uraczył mnie tylko jednym prawdziwkiem, w dodatku doszczętnie zmurszałym przez obecność robaków. Potem las odrobinę naprawił swoje błędy, napotkałam polanę pełną kurek. A  w tym roku rządzą jajecznice z kurkami na śniadanie. Wracałam ze swetrem wypchanym kurkami, bo nie wzięłam koszyka. I piórem. Piórem w prąż

Opadł kurz.

Obraz
  8 lipca 2017 o 20:36 Jedyna myśl, jaka towarzyszy mi od  tamtego wieczora, od 1 lipca, to myśl: pęknięta kreda. Pękła kreda. Nie wiem, czemu to przyszło mi do głowy, gdy zasypiałam. Nagle przylgnęło do mnie wspomnienie ze szkolnych lat - wspomnienie łamanej przez kobiece dłonie, długiej sztabki kredy. Kreda w połowie została złamana. Były dwa kawałki, dwie części, które po przystawieniu do siebie, szczelne pasowały. Tworzyły jedną część, jakby nigdy nie złamaną, chociaż widoczna była rysa, szczelina. Ale wystarczyło ruszyć jednym kawałkiem i rzeczywiście, okazywało się, że są dwie części... Że jednak pękła. Że jednak dwa kawałki, a jednej całości już nie ma. I nie będzie, ona już nie stanie się całością.  Pękła. Co tu dużo mówić. Już nie będzie jednego, litego kawałka. Już nie zlepię tego, co pękło, nie skleję, nie scalę na zawsze. Chyba jestem w szoku pourazowym. Tak się mówi. Odkurzyłam cały samochód. Dokładnie. Jakbym chciała wyssać ze środka cały zapach. 

Nieodwracalność i zmienność.

Obraz
23 czerwca 2017 o 23:22 Nieodwracalność. To jest chyba to, co na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy dręczy mnie najbardziej. Nigdy dotąd nie irytowało mnie to tak intensywnie. Może dlatego, że wyobrażałam sobie, że większość rzeczy można naprawić. Poprawić. Skorygować. Jakkolwiek udać, że jednak nic się nie stało. Ale są jednak rzeczy, stany, emocje, fakty, których nie da się odkręcić. Skorygować. Zamalować albo wyciąć. Są rzeczy permanentne. Całkowicie nie do wywabienia. Jak to zaakceptować? Nawet nie próbuję, bo szkoda mi tracić na to energię. Czekać. Tylko tyle można. I odrobinę udawać, że czas wszystko zmieni. W dalekiej przyszłości. Odczaruje to, co teraz jest tak paskudne.  Teraz wieczory są jałowe. Puste. Gdzieś zgubiłam oddźwięk. A ceniłam go sobie. Gdy coś dobiega końca, trzeba zmienić strategię. A jak zmienić strategię sprawdzoną, wygodną, skuteczną? Jak nagle przewartościować myśli? Zbyt gwałtownie przyzwyczajam się. Powtarzalność jest dla mnie