Wyginą bursztyny od dziś...
Łączyła nas pasja czytania książek Joanny Chmielewskiej. Ona przeczytała wszystkie, ja jeszcze nie. Podziwiałam Ją. Chyba od zawsze. Jak byłam mała też podziwiałam, ale w dziecięcy sposób - po prostu obserwowałam Ją uważnie i z radością. Zawsze miała w małym mieszkanku nienaganny porządek. Herbatę podawała mi w filiżankach, mając do mnie zaufanie, że jako żwawe dziecko nie zniszczę ich. Pamiętam jej mieszkanie. Czułam się w nim zawsze bezpiecznie. Latem słońce wpadało do salonu przez duże okno i wygrzewałam się w tym słońcu na czerwonym, wzorzystym dywanie. Wtedy meble wydawały mi się ogromne. Zimą zaś, zawsze było przytulnie, ciepło i spokojnie. Meandrowałam między wysokimi kwiatami, firankami. Na komodzie stały dwie ramki ze zdjęciami. Zdjęcia komunijne Jej wnuków. Na ścianach obrazy. Przy łóżku zawsze wiele książek i gazet. Zawsze dawała mi korzenne ciasteczka. Do dziś kojarzą mi się tylko z Nią. Podawane na białym, małym talerzyku. Miała drobne dłonie. B...