Tornado emocjonalne nie wyhamowuje, a dostojnie zwalnia, by po chwili rąbnąć znów.
Sądziłam, że wraz z nadejściem lipca, ciepłych, pogodnych dni, epidemia wyhamuje i wszystko inne się uspokoi. Epidemia nie tylko nie wyhamowała, wręcz rozpędziła się ile tchu, a w dodatku zamiast się uspokoić, to wszystko się rozhuśtało. Tak naprawdę jedynymi dobrymi wieściami z ostatnich dni to fakt, że sytuacja Asi się poprawia i jest nadzieja, że wemurafenib jest ratunkiem. Pokładam ogromne nadzieje w tych nowych inhibitorach, odkąd rozmawiałam z Magdą. Właściwie wtedy poczułam pierwszy raz tak intensywnie złość i radość w ułamkach sekundy, wszystko na raz. To potężnie dziwne uczucie. Wściekłość, że leczenie Joasi szło tyle czasu w złym kierunku wraz z gigantyczną dawką nadziei pokładaną w nowej, eksperymentalnej terapii. Kiedy w połowie lipca okazało się, że guzy w mózgu dały sobie na wstrzymanie, spojrzałam na siebie w lustrze i pomyślałam, że tego wszystkiego nie da się opisać jednym słowem. I tylko ja wiem, co mam na myśli, pisząc te słowa. To czyjaś zasługa. Czyjaś odwaga. ...