Asiu, zabrakło mi słów.

 21 lipca w nocy odeszła Joasia. 

Mam pustkę w głowie i nie bardzo rozumiem, jak mogło się to stać. To absurdalne, ale pierwszy raz tak mocno wypieram to, co się dzieje. Może to system obronny, a może to po prostu szok. 

Zimą, w pobliżu świąt, otrzymałam od Niej kartkę świąteczną. Przez kilka tygodni stała na biurku. Cieszyłam się, to prosty gest, który zawsze doceniam. Niewiele osób teraz ma ten gest, by poświęcić parę chwil na napisanie kilku słów. Anachroniczny gest. Ona miała ten gest. Wiedziała, jak bardzo mnie tym ucieszy.

Nie zliczę tego, ile razy potajemnie, po kryjomu wypytywałam Magdę o rokowania. Po co to robiłam? Bo wiedziałam, że Magda wie więcej. Wiedziałam, że zna sytuację, jest na bieżąco i nie okłamie mnie. Bywały chwile, które sprawiały, że siadałam w fotelu i nie wiedziałam, jak mam zareagować. Na ramiona wstępował ciężar i strach. Ale zawsze to mijało. Z zakrętu wyłaniało się słońce. Przychodziła niewielka nadzieja, krótki regres guzów w rdzeniu, odpowiedź leczenia. Co jakiś czas coś się załamywało, aby po chwili odrobinę się poprawić. Trwałam w tym i dziecinnie wierzyłam, że w ten sposób da się wyłuskać lata życia dla Joanny. Jak bardzo się pomyliłam. 

Nie ma we mnie złości na los. Po prostu jestem chyba zmęczona. W maju odeszła Małgosia. To był dla mnie potężny cios. Nie zdążyłam się z tego otrzepać, nie zdążyłam poukładać emocji. Z lewa otrzymałam cios w policzek, który nie zdążył ogasnąć, by otrzymać teraz cios z prawa... 

Wstydliwie uroniłam łzy przy Mamie. Powiedziałam - "Opuszczają mnie ludzie, którzy towarzyszyli mi od początku - znałam ich tyle lat, towarzyszyłam im w chorobie, a oni towarzyszyli nam... Zostawiają nas, a tak byliśmy blisko..."

Joannę znałam 6 lat i tyle trwaliśmy przy sobie podczas trwania choroby. 6 lat to jest czas, przez który można przywyknąć do sinusoid. Do tego, że raz jest gorzej po to, by za moment mogło być odrobinę lepiej. Ja w tym trwałam. W poczuciu, że zawsze wygrzebie się z tego, co Ją przygniata. Chorując na nowotwór złośliwy, który odebrał Jej władzę w nogach, poddała się wyczerpującej rehabilitacji po to, by móc przy pomocy kul samodzielnie stawiać chwiejne kroki. Ale zrobiła to! Ileż innych, dzielnych rzeczy robiła. Ona nie tylko walczyła o siebie, dla siebie i dla bliskich. Swoją wiedzą wspierała innych ludzi chorych onkologicznie, udzielała się na forach. Była dal innych... I nagle Jej brak. 

Czuję się paskudnie. Nie zdążyłam z Nią szczerze porozmawiać. A chciałam, bo miałam do Niej dyskretny żal. Ten żal odszedł, zabrała go, kiedy umarła. Przeszło mi natychmiast... Jak bardzo to dziecinne. 


Najbardziej boli mnie, że dzieci nie mają Mamy. Nie umiem tego przeżyć wiedząc, jak bardzo Jej dzieci walczyły o Nią. Joanna była wspaniałą Mamą. Joanna urodziła się w roku, w którym urodziła się moja Mama. Niejednokrotnie zresztą Asia śmiała się, że jestem jak Jej dziecko. Zawsze traktowała mnie jak delikatną istotę i bardzo to lubiłam. Podnosiła mi samoocenę, ilekroć tylko rozmawiałyśmy. 


Już nigdy nie wyśle mi zabawnego zdjęcia z psem ani nie podzieli się zdjęciem wnuka, który tak bardzo dodawał jej sił do walki. 

 Nie umiem więcej napisać. Jestem pusta, wyprana. Wyblakły mi myśli. Po prostu jestem jałowa. Muszę to przespać, przeczekać... 

Asiu, żegnaj. Chcę, żebyś teraz odpoczęła. Odpoczęła po tej batalii, którą toczyłaś tyle lat, z wielką gracją mimo wszystko. Wybaczam Ci tę drobną przykrość, którą kiedyś mi sprawiłaś i mam nadzieję, że Ty WYBACZYSZ mi, że tak mocno mnie to wtedy zabolało. Teraz wiem, że to znaczy tylko tyle, że byłaś dla mnie ważna. Inaczej wtedy nie poczułabym się urażona... Nie byłaś mi obojętna i dlatego tak to odczułam. Asiu, dbaj o nas z góry i czekaj. Trwasz w swoich dzieciach i w naszej żywej pamięci. 


Joanna Konkel 

1974-2021


Asia z Magdą


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Smok Magdy

Smok wrócił z Anglii do Polski.

Drogi...