12 lipca 2016 o 13:34
Czekam
cierpliwie, aż wróci z pracy. Myślę, czy jest zmęczony bardzo, czy
tylko trochę. W czekaniu pomaga mi herbata z dużą ilością cukru. Jestem
już praktycznie spakowana na wyjazd. Im bliżej, tym większe
zniecierpliwienie. Im większe zniecierpliwienie, tym większy dyskomfort
wolno biegnących dni.
Widzę,
że cieszy się na wyjazd. Uwiera Mu tylko nasza wizyta u lekarza w
piątek. Nie chce jej, bo wizyta może skazać Go na kolejną dawkę chemii. A
kolejna dawka chemii może skazać Go na mniej przyjemny wyjazd, niż
oboje planujemy. A ja chcę iść w piątek do lekarza. Ostatnia wizyta u
onkolog była beze mnie, mam poczucie niedopilnowania, nie wiem, na czym
stoimy, nie patrzyłam długo w oczy kobiecie, która leczy Przecinka.
Wypadłam ze szpitalnego obiegu, czuję się niedoinformowana, nie na
bieżąco. W piątek mam zamiar nadrobić stracone wrażenia.
Coraz
częściej zastanawiam się nad PCV. Czy to okazał się strzał w
dziesiątkę? Naprawdę działa, ma moc, skutecznie zwalcza skąpodrzewiaka?
Nie pozwala mu się rozrosnąć, powiększyć, znów uprzykrzyć nam życie. Czy
to rola przypadku? Nic ta chemia nie daje, nic ona nie wnosi, a
przypadek sprawił, jakieś okoliczności, których nie znamy, powodują, że
jest stabilnie? Myślę i oczywiście nic nie wiem. Bo skąd mogłabym znać
prawdę...?
Wróciłam
do codziennego czytania. Chyba to mnie tak wycisza, pozwala nabrać
dystansu do wszystkiego. Codziennie wieczorem, nieważne czy jestem
śpiąca czy nie, czytam choć kilka stron książki lub gazety. Zasypiam z
czystą, dotlenioną, "doliterowaną" głową.
Skończyłam
czytać książkę napisaną przez neurochirurga. Czytało mi się ją szybko,
ale nie do końca lekko. Cały czas odbiegałam od niej myślami.
Porównywałam swoje myśli do myśli człowieka, który babra się w głowach.
Moja świadomość i świadomość tego człowieka jest na podobnym poziomie.
Wydaje mi się to niestety przykre.
Robiliśmy
wczoraj grilla. W burzę. Padał deszcz, grzmiało, błyskawice odbijały
się w szybach sąsiadów. A ja siedziałam spokojnie na huśtawce i
patrzyłam na dym z tego grilla. I myślałam tak: tak mogłoby to życie
trwać w nieskończoność. Te szpitale, lekarstwa, gorsze i lepsze chwile
przeplatające się, badania co jakiś czas. Godzę się na to. Pod warunkiem
i gwarancją, że... To się nigdy nie rozwinie do gorszej formy lub nie
zakończy tragicznie.
Komentarze
Prześlij komentarz