17.03
17 marca 2017 o 20:16
Powoli.
Wszystko powoli. Wiatr coraz cieplejszy. Dziś wychodząc z domu kuliłam
się w sobie, przygotowana na zimny podmuch wiatru. Musiałam szeroko
otworzyć oczy, w przypływie niedowierzania. Powietrze otulające twarz
było przyjemnie ciepłe.
O
kryzysach wewnętrznych staram się nie myśleć. W dzienniku piszę o nich
ozięble. Wyjątkowo neutralnie jednak, tak, aby nie budziły we mnie
głębszych emocji. Wyciszam się. Izoluję. Zapominam, że coś mnie uwiera.
Jest w tym jakaś metoda. Może to nie wyszukana metoda psychologiczna na
poskramianie problemów, ale jakieś rozwiązanie. Nowe, wcześniej nie
stosowane.
Śni
mi się mój największy w tej chwili wróg. Już kilka nocy z rzędu. Znoszę
to z godnością. Nie myślę o tym długo. Akceptuję fakt i wypieram go za
chwilę, żeby nie pogłębiać urazu. Jest piękna, niezależna, dominująca. A
ja z błogością o tym zapominam. Mam nad tym kontrolę i odpowiada mi ten
fakt. Za chwilę zapomnę wszystko i odzyskam wolność umysłu podczas snu.
Planuję
wiosenne wyjazdy. Bliżej i dalej. Z przyjemnością. Odkryłam, że lubię
dalekie podróże. Przecinek daje mi poczucie bezpieczeństwa. Na początku
choroby drżałam o Niego. Non stop moja głowa była w pełnej gotowości.
Kreowałam najróżniejsze opcje wypadku samochodowego. Kolizje na drodze
piętrzyły się między zwojami w mojej głowie i zacierały mi spojrzenie na
rzeczywistość. Najprostsze skrzyżowanie równorzędne budziło we mnie
przerażenie. Padaczka, ten cholerny atak epileptyczny. Za minutę? Za
dwie? A może po jutrze, gdy będziemy jechać 120 km/h mazurską trasą? Gdy
wysiadałam z auta, nogi miękły mi, zupełnie jak z podniecenia.
Przemieniałam się w watę. Im dalej od diagnozy, wszystko stopniowo
gasło. Teraz już nie czuję strachu. Lubię jeździć, tak jak kiedyś. Do
tej pory uważam, że Przecinek to najlepszy kierowca jakiego znam.
Nieistotne, że zarozumiały. Obserwowanie otoczenia za szybą, szczególnie
przednią. To jest zdecydowanie to, co lubię od dzieciństwa. Szczególnie
upodobałam sobie wypatrywanie wszelakiego "drobiu". Ptactwo to
zdecydowanie najlepsza rzecz, jaka spotyka mnie na drogach. Byleby nie
spotykała się ta rzecz z maską samochodu... Przecinek to wyrozumiały
kierowca. Rozumie, że trzeba zjechać na pobocze przy polach, gdy
zauważyłam krogulca i koniecznie muszę, muszę zrobić mu zdjęcie.
Właściwie...Spróbować zrobić mu zdjęcie. Dlatego chcę... Chciałabym
gdzieś pojechać. Zobaczyć nową drogę. Kolejny raz udowodnić, że mam
nieskazitelną pamięć do dróg i miejscowości...
Ostatnia
wizyta w gabinecie 40 skończyła się bezowocnie. Zanim weszliśmy,
upłynęło sporo czasu. Nie wbiliśmy się w dobre godziny. Mogłam przyjrzeć
się dokładniej rewolucjom - potężny remont. Odkryto schody, które
wcześniej były zasłonięte płytami karton - gips. Nagle trach. Schody
wyrosły. To było niemałe zaskoczenie. W gabinecie standard. Cisza,
spokój, niepokój. Nie było ostatniego, wieńczącego przygodę z chemią
zastrzyku. Za mało płytek, krwinek, za mało, za mało, za słabo. Ugrałam
tylko rezonans, wreszcie. Stanęłam więc na nogach pewnie.
Śniła
mi się Tusia. Oczywiście w sposób niekontrolowany na własne życzenie.
Myśli drżące wyszły - efektem był nienaturalny sen. Sen był o tym, że
Tusia zasnęła i została przyjęta do kliniki "Budzik" Ewy Błaszczyk. Gdy
się obudziłam, nie wiedziałam, czy mam śmiać się, czy lepiej zamilczeć
wymownie. Wymownie, bo mój mózg przechodzi samego siebie.
Codziennie rano wstaję i codziennie zapominam posiać rzeżuchę. Jak mogę być tak nieodpowiedzialna?
Komentarze
Prześlij komentarz