18 listopada 2016 o 21:36

Ile potrzebne mi jest rocznic, żeby mnie złamać? Ile czarnych dat, zapisanych koślawym pismem w kalendarzu, najgęściej w listopadzie? Ile potrzebne jest mi zdjęć w telefonie, by zwątpić? Ile razy w tygodniu muszę stanąć  przed dużym oknem, żeby zakuło mnie boleśni pod łopatką, tak siarczyście, aż zabraknie siły na oddech? Ile razy muszę zobaczyć Jego wzrok pełen pustki, żeby i moje oczy przeszły tą pustką? 

Moje oczy nie są matowe. Jeszcze mają blask. Najczęściej uwydatnia się, kiedy jestem wesoła, radosna, szczęśliwa. Mam w szufladzie paletę cieni do powiek, miękki pędzelek, czerwoną szminkę. Mam perfumy w ciężkim, szklanym flakoniku. Mam sukienki, które gniotę w szafie pomiędzy Jego koszulami i marynarkami. Przystaję w sklepach przy stoiskach z pięknie wyszywanymi szalikami. Uwielbiam plotkować, szczególnie z Gosią. Czasem, kiedy nie pora, wpadam w szalony śmiech. Najczęściej przy Jego twarzy. Kiedy On nie chce. Ale musi to znieść. Wytrzymać. Musi zarazić się uśmiechem. Przeboleć tę chwilę pełną moich uniesień, bezpodstawnych. Bo nauczyłam się czerpać śmiech z rzeczy błahych. 

On twierdzi, że nadejdzie ten moment. Ten, który pozbawi mnie tych cieni do powiek w szufladach. Tych sukienek w kwiaty. Pozbawi mnie śmiechu. Nie zaprzeczam Mu. Nie mogę zaprzeczyć czemuś, co czyha na mnie za rogiem. Nie będę zaprzeczać. Ale nie jestem towarem tanim. Nie żal mi siebie. Ja nie przestanę się śmiać. I On też nie. 

Na drzewach już przesiadują sikory. Jeszcze są chudziutkie, smukłe, takie zwinne. Niedługo będą stroszyć piórka, skakać, puchnąć, łapać ciepło. Liście wszystkie upadły na ziemię. Jezioro niedaleko niekiedy w nocy zamarza. Wszystkie włochate skarpetki znowu prowadzą bujne życie na moich stopach. Zakrywają czerniejący paznokieć będący pamiątką z lipcowego wesela. 

Przecież jestem uparta. Tak dziś pomyślałam, rozpalając ogień w kominku. Zawsze byłam uparta. Nie przestanę wierzyć. Nikt mi tego nie odbierze. Dzisiejsza wieść też nie.

large

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Asiu, zabrakło mi słów.

Smok Magdy

40, które jest 115.