2 stycznia 2016 o 22:57

Był wtedy jeszcze Wojtek. I Jego ręcznik nadal wisiał na ramie szpitalnego łóżka. Miał jak zazwyczaj dobry humor, często powtarzał Przecinkowi słowa otuchy. Ja chyba niewiele się odzywałam, raczej słuchałam i obserwowałam. Czasem ciszę rozrywał mój nerwowy śmiech. Otrzeźwiałam, kiedy pielęgniarka przyniosła plastikowy kieliszeczek z "głupim jasiem". Kiedy Przecinek połknął tabletkę, trochę zabolała mnie świadomość. 

Kiedy przyjechały pielęgniarki z łóżkiem zabrać Go na salę operacyjną, pozwoliły mi iść. Poszłam. A jak inaczej. Pod same drzwi sali operacyjnej. Przez małe okienko poinformowały jakiego pacjenta przywiozły na operację. Otwarte zostały duże drzwi i  zanim zdążyłam pomyśleć, łóżko wjechało. Tam już iść z nimi nie mogłam, zobaczyłam jedynie obskurne brązowe płytki pamiętające czasy jeszcze  przed Gierkiem. Jeszcze widziałam odjeżdżające łóżko wgłąb, a drzwi zamknęły mi się przed nosem. I poczułam, że teraz może być niebezpiecznie. Byłam sama na szerokim, bardzo brzydkim korytarzu, opustoszałym, gdzieś w kącie stał stary, zdechły kwiatek. A On tam. Pomiędzy ścianami wyłożonymi  tymi fatalnymi płytkami. W rękach obcych ludzi. Byłam zbyt mocno zmęczona strachem, żeby hamować łzy, więc płakałam bezradnie dalej stojąc pod drzwiami. Wcale nie bałam się, że ktoś zwróci na mnie uwagę - nikogo tam nie było. Panowała przejmująca cisza, która nie pomagała mi w uspokojeniu się. Wreszcie poddałam się, wiedziałam, że nie mogę tam czekać, pielęgniarki lojalnie uprzedzały mnie, że nie będzie to trwało dwóch godzin. Poszłam w stronę nieznaną mi - w kierunku zmodernizowanego łącznika. Był wykończony tak nowocześnie i dziwacznie, że czułam jakbym grała w "Seksmisji". Kiedy potem dwa miesiące później siedziałam w kinie i oglądałam "Chemię" Bartka Prokopowicza i widziałam główną bohaterkę idącą tym właśnie łącznikiem, ścisnęło mnie w gardle.  

Na korytarzu na parterze dopadła mnie pielęgniarka z oddziału Przecinka. Ubierała czarny płaszcz. Siedziałam na kanapie i myślałam, co dalej, a Ona złapała mnie za kolano i kazała iść na piętro, zabrać telefon Przecinka. Poinstruowała, że zanim wyszła z oddziału, była w sali i schowała go do szuflady. Uśmiechnęła się i wyszła, kończąc widocznie dyżur. Dziwne, bo była 14:00. Postarałam się i poszłam na górę, zabrałam telefon. Reszty nie pamiętam. Przyjechała Mama. Wróciłam do domu i poszłam spać. Przespałam operację. Zupełnie tak jak Przecinek. Tylko On leżał na stole operacyjnym, a ja w pościeli. Dzięki nadprzyrodzonej sile zasnęłam  i przetrwałam cały ten czas, który w innym wypadku spędziłabym na gryzieniu własnych rąk. 

Nadal pamiętam to jak jakby to było wczoraj. I kiedy to teraz piszę, jest mi przykro. Bo na przykład nie ma już Wojtka. Nie ma Go. A był. Nikt nie wytłumaczy mi, dlaczego Go nie ma. Dlaczego na moje życzenia noworoczne nie dostałam odpowiedzi z Jego numeru. Jest mi przykro, bo nie wiem, czy ten dzień pomógł czy zaszkodził. Czasem nie chciałabym tego pamiętać. A czasem wiem, że dzięki temu, że posiadam to w pamięci - nadal wiem, po co to wszystko się dzieje.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Asiu, zabrakło mi słów.

Smok Magdy

40, które jest 115.