6 grudnia 2016 o 17:15

Ten blog powstał dokładnie rok temu. To raczej miła rocznica. Miło mi jest myśleć, że przez ten rok nie wydarzyło się nic złego. Że przez ten rok trwaliśmy i przetrwaliśmy. 

Ten, kto myśli, że prześlizgnęłam się przez te dni bez uszczerbku i bez tracenia wiary, myli się. Nie trudno jest zapaść się w materac i płakać ile sił. Nic mi nie pomagało tak, jak miało. Koszyk w kuchni z listkami leków. Gdzieś pomiędzy hydroksyzyną, maleńka buteleczka z napisem dexamethason, a obok buteleczki zielono-biała Atossa. Na lodówce między zdjęciami przygwożdżony na amen magnesem numer do dietetyka onkologicznego. Zaraz obok wydrukowany na żółtej kartce dekalog Magdy Prokopowicz. Przy stoliku nocnym teczka, zielona z oryginałami, czarna z kopiami. W szufladzie spięte dużym, niebieskim spinaczem papierowe torebki z Centrum Onkologii, w których wydawana jest chemia. Nie mam pojęcia, z jakiej przyczyny wszystkie zbieram w jedno miejsce. W torbie mam kalendarz, a w kalendarzu przewaga numerów na oddziały, do neurochirurgów, na okładce leksykon leków, który sama spisałam.

Nie da się zapomnieć o tym. To prawda, że nie próbowałam. Przeczuwałam, że nie jest to wykonalne. Jeśli ja o czymś zapominam, to znaczy, że albo nie miało to dla mnie żadnej wartości, albo naprawdę byłam czymś innym zaaferowana do granic możliwości. Rzadko zapominam. Często rozpamiętuję. Moja głowa to prawdziwe szambo wspomnień i dat, zdjęć z przeszłości. Nie umiem przemeblować mózgu.

To chyba dlatego ograniczyłam znajomości. Jestem bardzo ostrożna w kontaktach międzyludzkich. Zaczęłam się izolować, bo czułam, że tego potrzebuję. Nie żałuję. To prawda, co kiedyś napisałam - wolę siedzieć sama, niż z byle kim. Substytuty są przykre.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Asiu, zabrakło mi słów.

Smok Magdy

40, które jest 115.