Cierpienie przewlekłe.

 14 kwietnia 2016 o 23:59

Któregoś dnia siedząc na szpitalnym korytarzu, zaczęłam rozmawiać z Tusią. Tematy lekarskie i szpitalne nie wiedzieć kiedy zamieniły się w tematy duchowe. Napisała mi coś, co mnie zaskoczyło. Tusia - młoda dziewczyna zmagająca się od dłuższego czasu z tą samą chorobą co Przecinek, napisała mi coś zatrważającego. Coś, co nieśmiało myślałam od zawsze, ale nigdy nie mówiłam tego na głos, myśląc, że to karygodne. Stwierdziła, że osoby będące w bliskiej relacji z chorym mają  o wiele gorzej niż ta osoba chora. Nie wiedząc co na to odpowiedzieć, spytałam, dlaczego tak uważa. "Bo to Ty możesz Go stracić. Możesz zostać tu sama. Ja bym nie chciała zostać sama".

Wiem, że ma rację. Uważałam tak od zawsze. Ale nie powiem Przecinkowi "Masz lepiej, bo jesteś chory. Bo jak umrzesz, to po prostu Cię nie będzie. A ja będę się męczyć na ziemi bez Ciebie, mając w głowie to, co zostawiłeś". Nigdy nie powiedziałam tak. Ale myślałam tak. Wiele razy. To prawda. Osoby chore pewnie popukają się w czoło, przez to co zaraz napiszę, ale to czysta prawda. Sama wolałabym być chora, niż patrzeć na chorobę kogoś, bez kogo nie wyobrażam sobie nawet jednego pustego dnia.

Jak okrutne jest życie bez człowieka, który był obok nas długo, dzielił z nami codzienność dobrą  i złą, taką, jaką serwuje nam życie? Czym jest potem życie bez kogoś, z kim dzieliło się smutki i radości? Dla mnie nie istnieje człowiek, który mi wyjaśni, jak opanować żal, złość i smutek z tego powodu. Nie patrzę z szacunkiem na ludzi, którzy mówią  " Po śmierci trzeba się pozbierać, poukładać sobie życie, iść dalej". Dla mnie takie teksty to głupota. Skoro śmierć jest do pokonania, do wytłumaczenia, do przejścia - to czy jest na świecie coś, co jest gorsze? Zawsze wydawało mi się, że odejście człowieka to koniec świata. Bo życie to najcenniejsze co mamy i jeżeli nie możemy go dzielić z kimś, kogo kochamy, traci sens... Ale są ludzie, którzy każą się "zbierać", brać w garść, iść do przodu. Mnie to drażni. Nie należę do typu ludzi, którzy traktują śmierć jako etap, który minie. Od dziecka najgorszą emocją, jaką odczuwałam była tęsknota i poczucie braku. Nawet nie z powodu śmierci, a wyjazdu, pracy, pobytu w innym miejscu, wyprowadzki. Poczucie pustki napawa mnie lękiem, zagubieniem, odbiera mi chęci do życia. 

Ludzie, którzy szybko dochodzą do siebie po stracie bliskich, są dla mnie zagadką. Możliwe, że w pewnym stopniu zazdroszczę im  takiej zdolności. Jednak w większym stopniu zastanawiam się dlaczego tak ostateczna rzecz, jaką jest śmierć, nie jest tym najsilniejszym bodźcem? 

Tak, Tusia miała rację. Tusia, która sama jest chora. Bliscy codziennie walczą, mają nadzieję, starają się działać, nie dopuszczają do siebie myśli typu "śmierć", "koniec".  Bliscy nigdy nie tracą nadziei. Do końca wierzą. Bliscy podczas choroby jeszcze bardziej wpijają się w ukochaną osobę, jeszcze mocniej uczą się jej na pamięć, intensywniej przeżywają każdą chwilę, pamiętają najdrobniejsze rzeczy, które potem... Jeśli ktoś umiera - katują przez resztę samotnych dni. Bluzka niebieska? Książka z dedykacją? Pamiątka ze wspólnej wycieczki? List? Numer telefonu w kontaktach? Zdjęcia na ścianie? Kurtka w szafie, kubek w szafce, ulubiona dróżka w lesie, samochód, potrawa, perfumy, kalendarz...To wszystko zostaje i na każdym kroku drapie, ściska za gardło, wije się, uwiera, szczypie, drażni... 

Łatwiej jest umrzeć niż żyć ze wspomnieniem życia, które zgasło. Przykro to pisać. Bo osoba chora to nieszczęśliwa osoba. I nigdy nie chciałabym, żeby to była licytacja kto ma gorzej, kto ma lepiej. Obie strony zostały pokrzywdzone przez los. Ale jedna osoba została pokrzywdzona przewlekle...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Asiu, zabrakło mi słów.

Smok Magdy

40, które jest 115.