Drzewa padają jak muchy, a ja myślę: łeb do poduchy
23 lutego 2017 o 19:56
Siedzę
często przed oknem i myślę, że to bardziej pewne, że będę żałować.
Kiedyś. W dalekiej przyszłości. Będę ścierać zęby z wściekłości, że nie
umiałam powstrzymać zbyt prędkich myśli. Jednocześnie znam siebie na
tyle, by wiedzieć, że te myśli muszą być produkowane. Bo nie byłabym
sobą, gdyby one nie powstawały. Nie byłoby we mnie rdzenia, gdybym miała
inne przemyślenia. Godzę się z żalem.
Łatwo
jest kłamać. Udawać. Nie mówić wszystkiego. Zrobić coś wbrew komuś.
Prościej lecieć w kulki, niż długotrwale być dla kogoś lojalnym i
wiernym, wiernym wszelkim dogmatom. Ale czy nie po to jesteśmy ludźmi,
żeby stawiać sobie wyzwania? A wyzwaniem dla dusz nieprzeciętnych
powinno być właśnie pilnowanie siebie. Zasady. Dlaczego zasady zostały
stworzone po to, by je łamać?
Oglądałam
kilka dni temu wiele fotografii Lewczyńskiego. Zaparło mi dech. Jak
skończyłam, pobiegłam szukać lustrzanki. Ostatni raz miałam ją w
dłoniach miesiąc temu. Wiem już, ile z człowieka wydobywa szarość. Ile
ze zdjęcia wydobywa szarość. Zaczęłam robić szare zdjęcia.
Ania
P. powiedziała, że nie czeka na wiosnę. A ja zrozumiałam, że wypatruję
jej za każdym rogiem. Chcę, żeby znów zawitała. Nie mogę się doczekać.
Coś w wiośnie jest, co stawia mnie na nogi. Wiosna bierze mnie za fraki i
stawia do pionu. Budzę się na nowo. Moja twarz jest pełniejsza,
bardziej kolorowa. Lżej mi się oddycha.
Magda
niedługo będzie miała mnie dość. Piszę do Niej co dwa dni i pytam.
Pytam i pytam. A Ona nie może nic mi powiedzieć. "Z pustego i Salomon
nie naleje". Co ma odpowiedzieć, jak nie wie? Patrzę na Adasia i myślę:
niezmierzalny. Na pewno niezmierzalny. Uśmiecha się i jest piękny. Na
pewno guz jest niezmierzalny. I czekam cierpliwie, aż Magda udzieli mi
odpowiedzi.
Jadąc
dziś samochodem przeszłam szok. Masowa śmierć drzew. Setki powalonych,
poranionych piłą pni. Nie mogę zrozumieć. Naprawdę są tak ciężkie do
akceptacji? Naprawdę tak przeszkadzają? Nie widziałam jeszcze na oczy
tylu unicestwionych drzew. Ten widok zaczął mnie dusić. Wszyscy się
podusimy. Tak. Zabraknie nam kiedyś tlenu. I te wszystkie zakute łby
padną na ziemię, a ta siność na ich twarzach będzie przynosiła
satysfakcję. Bardzo nie przepadam za politykami.
Przynajmniej
Tusia ostatnio mnie połechtała po duszy. Swoim rezonansem, który
zapowiadał się zagadką, a jest jednak wielkim dopływem spokoju. Musimy
widzieć, że jest sens w tym, co się dzieje. A sens jest.
Porażona
bezradnością zostałam w rozmowie z Joasią. Dawno nie czułam takiego
związania ust. Podobną pustkę w głowie miałam na początku choroby
Przecinka, gdy rozmawiałam z Nim na temat naszego życia. Asia w
Głogowie, ja w Warszawie? Jak mogłam przytulić Ją, gdy zabrakło mi słów.
Zatyka mnie czasem. Nawet takiego trajkotacza jak ja to dopada. Paraliż
japy.
Jutro
znowu będę patrzeć na śmierć drzew. Już wiem, co to będzie. Zastanawiam
się, czy do samochodu nie zabrać opaski na oczy, do samolotu.
Komentarze
Prześlij komentarz