Kultura? Nie, dziękuję

 26 stycznia 2016 o 22:02

Czasem mam wrażenie, że w szpitalu kulturę osobistą mają tylko osoby starsze. I to szczególnie te osoby starsze, które zostały dotknięte jedną z tych bardziej przykrych chorób. Chociaż trudniej im ze wszystkim, o wiele trudniej niż młodym, pod wieloma względami - to  te osoby właśnie posyłają uśmiech w kolejce do rejestracji, przeproszą, gdy nieopatrznie potrącą łokciem albo torbą, zagadną przyjaźnie...

Komputer tylko urządzenie, wiadomo, może czasem szwankować. I właśnie dziś w CO szwankował sobie do woli, uprzykrzając wszystkim pacjentom pobyt w centrum. A właściwie nie komputer, a caluchny system, który magicznie ogarnia wszelkie dobro, zło oraz całą masę chorowitków. Cały szpital sparaliżowany. I zdegustowany.  O wszędobylskiej irytacji nie wspominając.

I pośród tego zgiełku spowodowanego wikłającym wszystko systemem, mój tyłek odnalazł wózek prowadzony przez ... pielęgniarkę? Asystentkę? Panią do rozwożenia dokumentacji szpitalnej? Moje ciche przepraszam zmieszało się z jej szorstkim " przepraszam" nakazującym bezzwłocznie opuścić ten kawałek ziemi na którym akurat przystanęłam. Oczywiście usunęłam się w oka mgnieniu, ale zmieszałam się nieco i pomyślałam sobie... "A ty kobito"... No bo to taka kobita była... Ja rozumiem, że bałagan, że ciężka praca, że masa ludzi, w dodatku chorych, ciężko chorych. Ludzie słaniają się tam na nogach, ledwo chodzą, prychają, chyrchają, kaszlą, duszą się. Bywa różnie. Onkologia. Co się dziwić... Co się dziwić?

Smutno mi, gdy widzę takie panie w fartuszkach, w klapeczkach, z trwałą ondulacją na głowie (często), które miłe stają się dopiero wtedy, kiedy spojrzenie przeciwnika staje się groźne. Do póki przeciwnik jest mniejszy, bardziej cichy - one dowodzą. Ale jak natrafią na kogoś świadomego - muszą się wycofać.

Ciężka praca. Możliwe. Mają masę obowiązków. Oczywiście. Wszystko zrozumiem. Jednak jak się jest zatrudnionym na pewnym stanowisku, to z pewnością świadomie, bez przymusu. Wobec tego - można mieć żal do pracy, do tego, jaka jest jej specyfika - ale do ludzi, którzy niestety są tam z innego powodu niż własna chęć... Nie.

Ja jestem zdrowym uczestnikiem pochodzeń w Instytucie Onkologii. Nie dolega mi nic poważnego. Chyba, że rano nie zjem śniadania. A jeśli jestem nabuczona albo skwaszona, to znaczy że analizuję wredotę świata albo obserwowanie chorób wokół mnie zasmuca... Staram się nie okazywać jakim wielkim problemem jest moja obecność w szpitalu.

Lubię emerytów w szpitalu. Ludzi starszych. Chociaż wolno się poruszają, mają problemy, są często uciążliwi, bo nie wiadomo, jak im pomóc - są bardzo cierpliwi. Oczywiście, nie wszyscy. Ale mają bardziej ludzkie spojrzenie niż młodzi pacjenci.

Tak dziś zaobserwowałam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Asiu, zabrakło mi słów.

Smok Magdy

40, które jest 115.