Luty opluty

 17 lutego 2017 o 17:08

Humor mam podły. Nawet nie próbuję tego zmieniać. Dzisiaj odszedł A. Człowiek, w którego wyzdrowienie wierzyłam chyba najmocniej. Bo z taką determinacją jeszcze nigdy nie miałam do czynienia. Spodziewałam się tego. Okrutnie to brzmi. Te gorączki, które nawiedzały Go ostatnimi wieczorami, podsuwały mi najczarniejsze scenariusze. Byłam na to przygotowana, ale nie dzisiaj. Dzisiaj na śniadanie zrobiłam jajecznicę, cieszyłam się z odwilży i cieplejszych temperatur za oknem, chciałam poczytać książkę kupioną wczoraj w księgarni... I nagle okazuje się, że świat jest uboższy o jednego mężczyznę. Mężczyznę, który mimo gorączek i śpiączki, miał wstać i przeprosić za dłuższą nieobecność. Kolejny pstryczek w nos. Nie patrzę Przecinkowi w oczy. 

Czasem kładę się na Jego mostku i patrzę centralnie w brodę. Liczę ciemne włosy porastające skórę. Nic nie mówię. Tylko ugniatam Go i obserwuję. Patrzę na nos, zgrabny, niewielki nos. Potem patrzę na dwie zmarszczki obok nosa, a na końcu znowu na brodę. Dotykam blizny, której nabawił się spadając z konia, jak był mały. Włosy porastające brodę są szorstkie, mocne, ostre. Pod moimi długimi paznokciami wydają dźwięk. Gdy drętwieje mi kark, przelewam się na któryś z boków, lokuję głowę pod Jego  pachą i zamykam oczy. I nie odzywam się. 

Gdy się boję, przed zaśnięciem, wyobrażam sobie, że przytulam Przecinka jak dziecko. I wyobrażam sobie, jak kurczy się, maleje, mieści się w moich ramionach, trzymam Go jak dziecko. Otoczony cały mną. Rano nie wiem, czy był to sen, czy wyobrażenia. 

W Walentynki przyszedł ksiądz poświęcić dom. Byłam przygotowana. Fizycznie. Mentalnie wcale. Nie chciałam tej wizyty. Wiedziałam, jak się zakończy. Co będę myśleć. Otworzyłam Mu drzwi pełna szczerych chęci. Zamykając drzwi za Nim, byłam pełna rozgoryczenia i rozbawienia. Daleko mi do kościoła. Daleko mi do szczerej rozmowy z człowiekiem, który myśli, że wszystko wie najlepiej.
Prokarbazyna. W tym tygodniu była łaskawa. Nie dokuczała wcale. Czy za sprawą Atossy? Czy to placebo? Sama nie wiem. Może ta ostatnia dawka chce zostać w pamięci łagodną? Trudno uwierzyć w to, że za miesiąc ostatni raz pójdziemy po chemię. Przez ponad rok nawyk wszedł w krew. Nie tylko nawyk... I co? Zostanie nam ta jedna pigułka, zielono-biała, zapasowa,  będąca pamiątką po onkologu-eskperymentatorze? 

Jak dalej żyć? Chodzić do pracy, gotować moją ulubioną pomidorówkę, tankować auto, odkurzać, czytać gazetę, oglądać TVP Kultura. Tak po prostu? To " tak po prostu" jest dla mnie niewyobrażalne. Dlaczego to tak wyolbrzymiam? 

W lipcu zaszyję się między drzewami na klifie. Z zapasem książek, sukienek, kremów, pojadę w dzicz nadmorską. Czy jamnik jeszcze żyje... Czy będą grzyby? Czy znów znajdę pióro sowy... Czy plaża  się cofnęła, a wraku statku już nie ma? Czy w tawernie nadal będę dostawać najlepsze naleśniki, których nie umiem odwzorować? Czy będzie Pani, która robi najpiękniejszą biżuterię ceramiczną? Czy będę mogła kolejny raz wykupić u Niej połowę zawartości Jej kufra z kolczykami? I czy opowie mi o swoim Synu, jak ostatnio? I czy będzie czekać na mnie wieczorami, tak jak zawsze, żebym przyszła porozmawiać. A jeśli Jej nie będzie?

Screen-shot-2013-04-10-at-11.43.43-AM

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Asiu, zabrakło mi słów.

Smok Magdy

40, które jest 115.