Nielogiczna zagrywka choroby
17 marca 2016 o 19:19
Często
myślę o śmierci. Przed Przecinkiem się tego wstydzę. Wynika to z lęku.
Myślę o tym z lęku. Tyle ludzi umiera naokoło mnie. Czasem zaczynam
myśleć, że jeśli umrą najbliżsi mi, ja też umrę. Przestanę jeść, pić,
myć się, dbać o siebie. Popadnę w malignę, marazm, usnę, zapadnę w sen
zimowy. Powoli przestaną działać wszystkie funkcje w organizmie. Ubędzie
tkanki tłuszczowej, serce zwolni, krew wyparuje. Zniknę z tęsknoty. Czy
to jest pełnowartościowe życie? Tak to zostało zaprogramowane?
W
chorobie chyba najgorsze jest to, że w obliczu jej ludzie bardzo się do
siebie zbliżają. Szybciej, mocniej i intensywniej wkraczają w relację.
Bliskość rośnie, pęcznieje, robi się dorodna. Ja też przez chorobę
znalazłam się bliżej Przecinka. Czasem myślę, że gdyby nie choroba, nie
zaufałabym Mu tak, jak ufam. Kiedyś poświęciłabym dla Niego dużo. Teraz
poświęciłabym dla Niego wszystko. Choroba zbliża, wytwarza intymność,
pozwala poznać... I często to piękno zabija śmierć. Ludzie podczas
choroby są prawie jednością, scalają się... I co? Tylko po to, żeby
potem zgon wszystko zniszczył? Żeby rodzina i znajomi gadali tę durną
formułkę "Przegrał z chorobą"? Dostaję szału! Żółta febra mnie trzaska.
Te święta są dla mnie nowością. Pomaluję pisanki, sama przygotuję święconkę, kupiłam już palemkę. I chyba jestem spokojna.
Komentarze
Prześlij komentarz