O tym, jak spotkałam kogoś wyjątkowego.
9 marca 2016 o 19:36
W
szpitalu zawsze chodzę za Przecinkiem jak cień. Podążam za każdym Jego
krokiem, do każdego gabinetu wcisnę swój wścibski łeb, wszędzie się
wepcham, wszystkiego posłucham i wszystko ocenię. Po swojemu. Ocena
dzieli się na dwa rodzaje: jestem spokojna i wszystko zrozumiałam albo
jestem zdezorientowana i zaraz zwymiotuję na bogu ducha winnego osobnika
tonę pytań. Jest tylko jedno miejsce, gdzie mnie nie wpuszczają,
chociaż podjęłam już dwie zróżnicowane próby przedarcia się tam.
(Niestety nieskuteczne, obie wyjątkowo dla mnie niemiłe i traumatyczne.
Oczywiście, żartuję.) Planuję nawet wdać się w bliższą relację z kimś
umundurowanym, noszącym miętowe klapaki. Może wtedy mnie będą tam
wpuszczać, jak zobaczą, żem nieszkodliwa i całkiem małych rozmiarów,
kompaktowa. Oczywiście nie wpuszczają mnie nigdy na oddział
chemioterapii. No tam choćbym na głowie stanęła, to sobie mnie nie
życzą. Raz mnie wywalili, bo wgalopowałam w płaszczu. Wtedy to się ze
wstydu spaliłam. Wcale w tym płaszczu nie chciałam wejść, po prostu
wtedy była pierwsza chemia i szłam na oślep, zupełnie nie wiedziałam,
gdzie mamy się udać. Przeprosiłam wtedy panią pielęgniarkę, zapytałam
gdzie mam się udać, bo pierwszy raz i natychmiast się pozbyłam płaszcza z
ramion. Potem jeszcze raz weszłam na oddział, nawet trochę tam pobyłam,
bo wcale nie zauważyli mojej obecności, grzecznie sobie stałam obok
Przecinka. No ale nie zostałam do końca. Musiałam się ewakuować. Wobec
tych dwóch prób, wczoraj postanowiłam nie próbować i rozstałam się z
Przecinkiem już przy rejestracji. Wygodnie umościłam się w poczekalni i
obmyślałam plany obiadowe, kiedy obok usiadł starszy pan. Dyskretnie mi
się przyglądał. Kiedy posłałam mu serdeczny uśmiech, odważył się
zapytać mnie, co tak młoda dziewczyna robi w takim miejscu. Wyczerpująco
odpowiedziałam. Nim się zorientowałam, siedziałam z opadającą szczęką z
wrażenia, prawie zakochana w starszym dziadku. Opowiedział najpierw o
swojej chorobie, a potem to, co tygryski lubią najbardziej... opowiadał o
poetach! Siedziałam i cały oddział chemioterapii został za mną. Całą
uwagę poświęciłam dziadkowi o niebieskich, błyszczących oczach i
siwych, dosłownie białych włoskach. Był prawie tak samo chudy jak ja,
bardzo delikatny i cichy. A przy tam tak niesamowicie fascynujący i
zajmujący! Nie mogłam opanować smutku, kiedy na pulpicie pojawił się
Jego numerek i okazało się, że musi iść. Podniósł się i pomachał do mnie
dłonią z wbitą w żyłę kaniulą. W samochodzie myślałam o tym, że rak
dopada naprawdę tych wyjątkowych ludzi...
A
teraz zastanawiam się, czy jeszcze Go spotkam. Brakowało mi kogoś
takiego. Takiej rozmowy. Która kleiła się, chociaż ten pan widział mnie
pierwszy raz na oczy, tak jak ja Jego. I mam nadzieję, naprawdę ogromną,
że rak obejdzie się z nim łaskawie. Tego Mu życzę...
PS 19:30, Wiadomości, TVP 1 - Onko-laski na ekranie - miód na me oczyska.
Komentarze
Prześlij komentarz