Obca kobieta, bliskie dzieciństwo

 22 marca 2017 o 23:53

Pamiętam Jej dom i ogród. Miała najpiękniejszą altankę, na tamte czasy oczywiście. Porośniętą bluszczem, wokół rosły tulipany, czerwone i żółte. W altance panował bałagan, chaos, nieporządek całkowity. Stał stary wózek, głęboki, dla niemowlęcia. Dawno nie nadające się do użytku, czerwone narty. Poduszki, niektóre zapleśniałe, niektóre podarte. Motyka, grabie, łopata z ułamanym trzonkiem. Wózek dla dziecka, dla lalek. Siedząc w środku, pomiędzy tymi darami, jedliśmy słodkie winogrona. Nie szczypały w usta i były naprawdę subtelne, a pestki nie denerwowały, bo były drobne. Ciemne, granatowe winogrona. Już nigdzie takich nie zerwę. 

Na dalszej części podwórka odbywały się najpiękniejsze podróże mojego dziecięcego mózgu. Biegałam, wspinałam się po suchych od ciepłego lata pagórkach, wdrapywałam się na stare budy dla psów, zdobywałam kurnik. Podniecenie, jakie tam rosło, w moim dziecięcym sercu, nie da się porównać tego do niczego... 

Przy wejściu do domu rósł potężny sumak. Był ładny, a jego czerwone, jakby zamszowe szyszki, zawsze mnie interesowały. Niestety panował tam pogląd, że sumak to drzewo trujące i nigdy tych szyszek nie dotknęłam. Nie wiem do dziś, jakie są w dotyku. A pod sumakiem stał stół i cztery białe, metalowe krzesła. Już nigdzie takich nie ma, nikt już takich nie produkuje. Często sadzano mnie na jednym z tych krzeseł. Metalowe krateczki bezczelnie wżynały się w mój drobny, kościsty tyłek dziecka. Nie lubiłam tam siedzieć i zaraz zeskakiwałam, żeby znowu przegalopować przez ogród i wrócić do stolika z zadyszką. 

Zimą przez ogród trzeba było iść powoli. Łatwo można było stracić tam równowagę. A zimą, gdy w rogu pokoju stała choinka, lubiłam patrzeć na lampki choinkowe. Żółte, zielone, niebieskie, różowe światełka. Na choince mają inny wymiar. Włosy anielskie, tak kompletnie niemodne, pachniały dla mnie pięknie. Do dziś ich zapach na myśl przywodzi mi dzieciństwo, beztroskę. 

Gdy kupiła psa, chciałam go mieć dla siebie. Nie podobał mi się żaden inny pies, tylko ten należący do Niej. Płakałam nocami  i dniami w spódnicę babci, błagając, żeby dała mi tę sukę. Była dla mnie wymarzonym psem. Dopiero cztery lata potem w naszym domu pojawił się pies - rudy cocker spaniel. Przeciwieństwo kundla, którego pragnęłam wcześniej. 

Lubiła mnie. Myślę, że lubiła mnie. Gdy spędzała ze mną najwięcej czasu, nie miała jeszcze swoich wnuków. Przynajmniej nie tak często jak mnie. Obserwowała mnie z uwagą. Gdy mówiłam głupoty, lub coś wyjątkowo mądrego, patrzyła na mnie uważnie z uśmiechem. To zawsze był połowiczny uśmiech. Tak jakby uśmiechała się tylko jednym kącikiem ust. 

Pamiętam kolor Jej włosów, kolor Jej skóry i żyły. Żyły, zawsze bardzo widoczne, ciemne, gęste, boleśnie wystające. Pamiętam kształt paznokci.  Nie pamiętam, kiedy ostatnio się widziałyśmy. 

Teraz umiera. Już nie porozmawiam z Nią nigdy. Morfina odebrała Jej osobowość. Zabiera ze sobą część mojego dzieciństwa. 

Jeziorka-foto-Jerzy-Sadownik

fot. Jerzy Sadownik - Jeziorka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Asiu, zabrakło mi słów.

Smok Magdy

40, które jest 115.