Onkocafe - Bądźmy bliżej siebie
25 kwietnia 2016 o 17:02
Widać
można mnie zaskoczyć bardzo, kiedy wygląda na to, że nie wierzę i
spisałam coś na straty. Byłam pewna, że Przecinek znów znajdzie wymówkę
na coś, co ma związek z chorobą onkologiczną. Na spotkanie z
psychoonkologiem, innymi chorymi i wspierającymi. Zaproponowałam, bo
zawsze proponuję, a nuż... I pojechaliśmy. Razem.
Aż
cała napęczniałam z radości, dumy, poczucia spełnienia jakiejś małej
nadziei. Zobaczcie, faceci i kobiety, ile można zrobić radości drugiej
osobie zgadzając się na coś, na co wcześniej nie reagowaliście
entuzjastycznie. Mimo próśb, licznego namawiania.
Panią
Anię Kupiecką "znałam" już wcześniej, kiedyś spotkałam Ją na "Odczaruj
raka", wiedziałam kim jest i wiedziałam o Jej Fundacji "Onkocafe". "
Bądźmy bliżej siebie" cykl spotkań, zachęcona zostałam tym, że nie były
typowe warsztaty, kojarzące się ze szkołą... "O raku przy kawie" i mój
plan - najpierw zaprosiłam Przecinka do kawiarni na kawę, dopiero potem
dodałam, że z okazji tego, że ma raka. Myślałam, że sprawa stracona,
spalona, odwrót i "Jedź sama, nie mam ochoty". A tu dał mi pstryczka w
nos. Zgodził się. Atmosfera w Wielopokoleniowej nie pozwoliła mi się
denerwować. Co jakiś czas sprawdzałam reakcję Przecinka, ale chyba było
stabilnie. Dawał radę. Smutek w oczach był, ale wiem, że to przez
natłok emocji. Od których wcześniej można było uciec...
Najważniejsza
rzecz, jaką zabrałam ze sobą z Wielopokoleniowej to biała kartka
podzielona na trzy rubryki. Pięć lat wstecz, teraz i pięć lat w przód. I
szereg pytań, na które musieliśmy odpowiedzieć według każdego roku.
Było ciężko.
Przecinek
pisał krótko - zwięzłymi hasłami. Ja podobnie. Nie umiałam pisać dużo.
Bałam się pisać. Gubiłam się w zeznaniach. Własnych zeznaniach.
Łagodność
i spokój otrzymane od Pani Adrianny(psychoonkolog) - chyba to
pozwoliło nie martwić się tym, że pięć lat to czas tak bardzo z nas
drwiący. Dokładnie to myślałam. Że czas z nas drwi.
To
co wynieśliśmy z tych zajęć, jest nasze. Jest ważne. Nie wiem, czy tak
samo dla Przecinka, jak dla mnie... Ale najważniejsze dla mnie jest to,
że Przecinek zdobył się na coś, co wcześniej było barierą. Pamiętam moje
słowa do Agnieszki Gościniewicz na wernisażu Gosi Ostrowskiej w Małej
Ziemiańskiej. Że jestem z upartym człowiekiem, na którego nie potrafię
wpłynąć. Dlaczego nie potrafię? I Jej pocieszenia, że na pewno
nadejdzie moment, kiedy Przecinek będzie chciał. Samo się stanie. Miała
rację.
W
piątek jest ważny dzień. Wiele spraw wyjaśni się w gabinecie numer 40.
Mimo konfliktu "bogowego" prawie modlę się, aby Pani Z. miała naszą
płytę rezonansową i wieści, na które czekamy. My nie możemy czekać
długo... Im dalej w las, tym gorzej... A ja po nocach czuję, jak
rozrasta się we mnie strach, jak perz. Błagam, żeby miała dobre
informacje, żeby pamiętała o wszystkim, co miała załatwić.
I
tak bardzo pokładam nadzieję w doktorze Norbercie. Nie mogę doczekać
się środy. Co prawda to nie dotyczy Przecinka, tylko Tusi, ale... Nie
mogę znieść wyczekiwania, chciałabym już wiedzieć, co dalej. Każdy nowy
lekarz, który trafia w nasze sidła, ma kiepsko. Bo w każdym pokładam
zapasy próśb... A to są tylko ludzie...
Myślałam,
że pewien etap zamknęłam. Ale dziś zauważyłam, że siedzi we mnie tak
samo, jak siedział od początku lata. Zaczynam nawet myśleć, że zamiast
powoli przysychać, on rośnie w siłę. Nie mogę pewnej rzeczy wyrzucić z
głowy. Wybaczyć. Zapomnieć. Rujnuje mi to wiele. Przede wszystkim
zabiera spokój, wiarę, opanowanie, zaufanie. Do samej siebie. Jestem
wściekła. Wszystko przez to, że na świecie są kobiety, które mają tylko
ciało kobiety, a charakter dziwki. Urodziłam się zbyt naiwna, by żyć na
tej planecie. I zbyt miękka na panujące naokoło epatowanie "Żyje się
raz, mam w dupie uczucia innych, liczy się moja niewyżyta dupa".
Komentarze
Prześlij komentarz