Pierwsza rocznica Cancer Clubu, atak Agnieszki i refleksje na temat starości szeroko pojmowanej.
7 października 2016 o 22:48
Piątego
października miałam okazję świętować z załogą Cancer Clubu pierwszą
rocznicę. Rocznica dla mnie była szczególna. W październiku ubiegłego
roku powstało też Radio ON. Pamiętam te początki, bo to był też mój
początek oswajania się z chorobą ukochanej osoby. Ewę i Marcina
poznałam co prawda wcześniej, ale na Oleandrów mogę ich często spotkać.
To w radiu ON nagrałam pamiętną audycję z Ewą i psycholog Karoliną
Solecką. Budziła się moja świadomość, a Ewa, Marcin między innymi,
pomagali mi w poskramianiu strachu. Myślałam: są prawie w moim wieku i
mają doświadczenie onkologiczne. Uśmiechają się. Przytulają mnie na
powitanie. Cieszą się życiem. Ona drobna, z oczami wielkimi, których
pozazdrościć może każdy. I On, wysoki tak, że gdy wita mnie, to tak,
jakby witał przedszkolaka. Poprawiali mi humor, dodawali wigoru.
Na
urodzinach spotkałam wreszcie Agnieszkę. I Gosię też. Agnieszki nie
widziałam prawie rok. Ostatnio widziałyśmy się na "Odczaruj raka" w
PNiK. Odprowadzałam Ją do samochodu i rozmawiałyśmy o mnie. Nie było
dane nam się spotkać, aż do środy. Wchodząc do lokalu nie rozejrzałam
się, tylko od razu pognałam w stronę Marcina. Jak już odbył gimnastykę
na powitanie mnie, pomachałam panu Tomkowi, Sylwii, ucałowałam Zuzię i
Ewę, zniknęłam w szatni. Aż nagle, gdy wyłoniłam się spomiędzy kurtek i
zaszczyciłam swoją obecnością główne pomieszczenie, spotkałam znajomą
blond czuprynę i uśmiech. I prawie mnie zgniotła ta Agnieszka, co akurat
bardzo mi odpowiadało. Takie przytulenie po roku niewidzenia się to
jest dobre przytulenie. Człowiek czuje, że żyje i że ma żebra.
Mój
pamiętnik zamieszkał z Agnieszką. Już od roku u Niej jest. Mam
nadzieję, że nie zacznie mi naliczać opłat. (Agnieszka, nie zeszyt.)
Grunt, że wie, gdzie go trzyma. :P
Zawsze,
gdy jestem w Cancer Clubie czuję ciepło i bezpieczeństwo. Myślę, że dam
radę i wszystko się uda. Jestem pełna nadziei, siły, motywacji. Klimat
mi odpowiada, to na pewno. Herbata z pomarańczą i goździkami to jest to.
Chociaż też ostatni raz piłam ją rok temu...
Czas
tak szybko ucieka. Dopiero ich wszystkich poznawałam. Czarny kapelusz,
duże oczy, wysoki chłopak, ruda czupryna, zawsze uśmiechnięty kelner,
czerwony mikrofon i dyktafon, fotel, w który wpada mi tyłek. I ulica, w
którą jak wjedziesz, to musisz być Przecinkiem albo Panem Tomkiem, żeby
wyjechać...
To zdecydowanie moja przystań. Ma już rok. Tyle co moje oswajanie Wiesława.
A
dziś jest mi przykro. Przyszła ta jesień. Lubię jej oblicze, ale to
ciepłe, suche, kolorowe... Tego zimnego, ciemnego i mokrego oblicza nie
ciepię. Zwłaszcza, gdy schody są mokre i tańczę na nich Jezioro
Łabędzie. (Przypominające bardziej pierwsze kroki dwudniowej kaczki, niż
dostojnego, pięknego łabędzia...) (Grunt, że kuper nie uraczył
podłogi.)
"Saturacja 70". Złamało mi to dziś serce. Czasem jednak, wbrew Halinie Birenbaum, nadzieja umiera.
Aga opowiada o podbojach wód wszelakich czyli o Onko - Sailingu
- Wszyscy my razem! Marcin jak zwykle duży. Na pewno znów urósł.
Pan
Tomasz czeka, aż zgasną te rozjaśniające Jego oblicze petardy domowe i
opowiada, jak się cieszy, że jesteśmy my i jest tort... Balanga!
Komentarze
Prześlij komentarz