Rezonans magnetyczny i brak drobiu

 8 kwietnia 2017 o 15:31

Przetrwaliśmy, ten kolejny raz. Czy było trudniej niż zawsze? Chyba nie. Chyba ten proceder przechodzi powoli w przykry, smutny nawyk. Nawyk, który zwiększa szybkość przepływu krwi tylko w chwili, gdy uświadamiam sobie, po co tam jesteśmy. Zawsze w jednym celu. Żeby udowodnić sobie, innym, że jesteśmy silni, że przetrwamy to, że mamy wielkie pokłady szczęścia w zanadrzu. Torbę wypchałam po brzegi. Nie wiem, czemu. Odruch. Babciny różaniec z róży, książka, która w moim mniemaniu przynosi mi szczęście, słonik na beżowym rzemyku, dzięki któremu Gosia zdała egzamin na prawo jazdy... A na szyję z namaszczeniem zawiesiłam łańcuszek od Przecinka - bo przyjęłam kiedyś dewizę, że łańcuszek mnie chroni. Chroni i już, koniec, kropka. Tak obładowana talizmanami, przepełniona poczuciem bezpieczeństwa przez szare spodnie dresowe, przemknęłam przez deszcz do auta.

Jedno mnie dręczyło. Brak. Brak ptaka. Brak drobiu. Mój Boże, to wszystko przez te ostatnie badania. Były dzikie ptaki na drzewach, na poboczu, wcześniej dwa bociany w locie... I utkwiło mi we łbie, tak na amen, że tym razem też musi być drób. Że jak będzie drób, to będzie dobrze. I każda kawka na trawniku, każdy kruk na latarni, wróbel na drzewie - siedziałam z nosem przy szybie i sprawdzałam, czy to jakieś "egzotyczny" polski ptak, niosący dobry zwiastun. Takiego. Figa z makiem. Bryndza. Nic. Nafynk. NAFYNK.

Widziałam za to czarnego kota. Najpierw się wkurwiłam, potem myślę: "No jasne! To jest ten znak! Będzie dobrze!" Bo ja w czarnego kota nie wierzę. Czarny, to czarny. Krew ma czerwoną, gówienko brązowe, oczy zielone, serduszko mięsne. Kot. Będzie dobrze.

Ale musieliśmy poczekać półtorej godziny. Bo jakaś pani wierciła się w tubie podczas rezonansu magnetycznego serca. Przecinek usnął na krzesełku, ja nie umiałam. Rozmyślałam o sanityzacji, o krainie tysiąca jezior, o Ewie i dorszu.

Przetrwaliśmy  i teraz tylko wyczekuję wtorku, z wielką nadzieją na to, że technicy sporządzą już na wtorek rzetelny opis. Drżę tylko o liczby. Te liczby spędzają mi sen z powiek. Liczę na to, że podadzą wymiary. I liczę na to, że wymiary mnie nie zawiodą. 

Mam mężczyznę, który jest leniwy, ale potrafi wszystko zrobić. Wszystko. Naprawi zepsuty kran, zepsuty naszyjnik, odczaruje zepsuty telefon. Poprawi mankament w aucie, który mnie irytuje, bez zastanowienia wie, co zrobić. Umie zrobić najlepsze na świecie tosty. Najlepsze. I co? I to, że ma trwać wiecznie. Wiecznie ma naprawiać mi  tablicę rejestracyjną w aucie, która na progach zwalniających doprowadza mnie do czerwoności drżeniem. Ma przynosić mi kremowe róże z Lidla, bo takie lubię. Ma robić mi tosty. Bo ja tak chcę.

tumblr_ohpphwHibH1uhpz0ao1_500

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Asiu, zabrakło mi słów.

Smok Magdy

40, które jest 115.