Trochę od nas
22 czerwca 2016 o 18:37
Minione
dni budzą we mnie jeszcze większą agresję. Nie wiem, dlaczego.
Nerwowość sięgnęła zenitu, czasem jak stoję przed lustrem, odnoszę
wrażenie, że zaraz się rozprysnę z hukiem na wszystkie możliwe strony,
bardzo krwawo. Syrop z melisy, wyjątkowo, że tak to ujmę, lajtowe
podejście... Nie jestem już na tyle nieświadoma, by myśleć, że syrop z
melisy ukoi moje zdenerwowanie otaczającym mnie światem, a jednak wiem,
że to jedyne, co w tej chwili mogę sobie zaserwować. Niestety.
Zastępstwo
naszej pani onkolog przeżyłam bardzo. Do tego stopnia, że zastępca
został objechany w myślach równo. Równo, to znaczy dosadnie i soczyście.
Zaraz po litanii gróźb i wyzwisk pojawił się żal, ale skutecznie go
stłamsiłam. Uznałam, że dorosła kobieta, która ma kwalifikacje i chyba
doświadczenie, przy czym uważa, że koleś ze złośliwym guzem mózgu może
mieć rezonans za pół roku, bo (uwaga) - "Wszystko wygląda stabilnie",
absolutnie nie zasługuje na to, żebym się nad nią trzęsła i
roztkliwiała. Zwięźle sobie pomyślałam - " Gadaj, gadaj, ja posłucham, a
temat rozwinę z naszym onkologiem". No bo co? Wiadomo, że każdy,
absolutnie każdy człowiek, który wspiera swojego bliskiego chorego,
zawsze będzie starał się podważyć decyzje lekarza. Albo nie będzie się
starał, ale nie wiem jak u innych, u mnie to samo tak wychodzi. To
pewnie wynika z obawy, z chęci jak najlepiej dla chorego, z poczucia, że
lekarz może zaszkodzić... Staram się trzymać na wodzy wszystkie moje
wnioski i domysły, nie kłócę się z lekarzami, ale to co sobie myślę -
jest moje. W głowie sobie folguję. Ale - do cholery - guz mózgu G3 i
tekst, że rezonans można spokojnie zrobić za pół roku? Za pół roku to i
On, i ja możemy cztery razy zdążyć się przekręcić. A Wiesiek może nagle
wpaść na pomysł, że rozrośnie się pieruńsko i będzie miał w dupeczce
nas. A zwłaszcza panią doktor, której szkoda pieniążków NFZowych na
mojego chłopaka, bo mu chwilowo, akurat tak wyszło, guz nie rośnie. No
co za pech. No pech jak ta lala.
No
i dobra. Fakt faktem bydle stanęło. Nie wiem, czy wpadło w jakiś
stupor, marazm, letarg, martwotę, apatię... Stoi. Co znaczy, że się nie
rozrasta, nie poszerza, nie powiększa itd. Od trzech miesięcy. W
normalnym wypadku bym pochwaliła. Ale nie mam gwarancji, że ten twór
beznadziejny we łbie Przecinka ogarnia, że coś do niego mam. W tym
wypadku wdzięczność, że stanął. Niech stoi. Niech stoi ile wlezie. Niech
nie ma problemów z potencją, ten guz złośliwy.
A
tak przy okazji. Ania wymyśliła najnowszą metodę na lożę pooperacyjną. W
wypadku zapadnięcia się loży pooperacyjnej, jak i również półkuli
mózgu, należy w.w podeprzeć... wykałaczką. Najlepiej tą szaszłykową - bo
to trochę laparoskopowa metoda.
A,
no i odkąd dziś rano dowiedziałam się, że na guzy mózgu częściej
zapadają osoby wykształcone, dotarło do mnie, że nie dostrzegałam w
Przecinku Jego wykształconego potencjału. Teraz muszę brać pod uwagę
Jego intelekt, a nie tylko DNA. Trochę mi to pokrzyżowało plany myślowe.
Osiedle okiem mojego aparatu
Komentarze
Prześlij komentarz