Żabka, która leczy i dręczy

 9 sierpnia 2017 o 21:42

Wczoraj był rezonans. Standardowa procedura. Ale coś w środku boleśnie drążyło we mnie tunele. Nie było mnie tak dawno w Centrum Onkologii, że kiedy weszłam, o dziwo przez automatycznie rozsuwające się drzwi, poczułam dziwnego rodzaju panikę. Łzy zapiekły w oczach. Gardło mimowolnie ściśnięte. Nie było mnie tam od czasu...Od tamtych dni... Pomarańczowe pasy na ścianach, znajomy zapach, charakterystyczny dźwięk butów stukających po marmurze. 

Wszystko wracało z prędkością światła. Nagle człowiek widzi, ile rzeczy teoretycznie aktualnych, boleśnie się przedawniło. Pamiętam tyle wydarzeń, które już dawno zyskały miano "odległych". Zielone winogrona przywiezione przez Gosię, Jego ulubione w pewnych chwilach choroby. Pamiętam czarną, skórzaną kurtkę. Pamiętam zielone klapki. I brudne palce. Oczywiście pamiętam widok srebrnego volswagena golfa z tak wysoka, z 9 piętra, zaparkowanego dwa miejsce od końca, obok drzewka. I pamiętam także zimno skórzanego siedzenia, gdy telefony nie przestawały dzwonić, a ja czułam pod skórą, że wydarzają się chwile, które nigdy się nie powtórzą...I są ostatnim czasem na to, żeby wszystko przeżyć i przetrawić godnie, spokojnie, czerpiąc z tego to, co najważniejsze...

Przyfrunęły do mnie nazwiska, które nas łączyły. Nierozerwalnie. Wróciły twarze, które jeszcze mnie obchodzą, jeszcze są dla mnie alternatywą, jeszcze mogę z nimi mieć szansę współpracować. Niektóre twarze wywołały obrzydzenie, z niektórymi oczami w mojej wyobraźni powróciły cytaty rozmów, sprawiające ból. Cytaty były dokładne, pamiętałam każde słowo. 

Miałam ambitny plan, że pocałuję Przecinka, dam Mu kopa w tyłek i rozsiądę się na pomarańczowym krześle, otworzę notes i napiszę kilka słów, które chodziły mi po głowie. Zamiast tego, wyszła pielęgniarka, bardzo miła. Niska blondynka z uśmiechem na twarzy. Mogłaby być moją Mamą. W dłoniach miała dużą, brązową kopertę, zupełnie taką, w jaką wkłada się zdjęcia rentgenowskie.  Kazała iść za sobą. Poprowadziła nas krętymi korytarzami, bardzo nieprzyjemnymi. Białe, stare kafelki, pamiętające pewnie tyle istnień... Gdzieniegdzie poszczerbione, gdzieniegdzie zupełny ich brak... Zaplecze szpitala. Przywitał się z nami mężczyzna przestawiający czerwone i żółte, puste, plastikowe wiadra. Od czego były? Dookoła przejmująca szpitalna cisza, lekki wiatr podziemi. Prowadziła nas do starego rezonansu magnetycznego. Byliśmy z nim już zapoznani. Krew szybciej zaczęła płynąć w żyłach. Nie byłam zadowolona. Ale B. ukoiła moje nerwy, zrozumiałam, że to jednak nic strasznego. 

Przecinka zaproszono do gabinetu na założenie kaniuli. Myślałam, że zdążę pocałować, dotknąć, że jeszcze wyjdzie. Ale nie wychodził długo... I nie wyszedł. Pojawił się dopiero po badaniu. Nie miałam jednak zupełnie czasu, by tym się martwić. Zajmowali mnie rozmową państwo, którzy byli w tym miejscu z tego samego powodu co my - z powodu glejaka. 

Do końca dnia miałam z ich powodu śmiech na ustach. A właściwie przez żabę syberyjską. A właściwie przez jad żaby. Który podobno powinnam zakupić prosto z Ukrainy i podawać mojemu chłopakowi. Nie umiałam zaśmiać im się w twarz. Byli tak pewni tego, że to słuszna droga. Nawet w pewnej chwili pozazdrościłam im tej ufności w metodę leczenia...żabą. Chciałabym być tak spokojna, tak zakotwiczona w przekonaniu, że wyleczę Przecinka czymś... Pan z długimi włosami uśmiechnął się do mnie dobrotliwie i powiedział: "Pani Katarzyno, niech Pani też kupi olej, wie Pani jaki. Taki olej, przyjmowany przez osobę z glejakiem...Nie ma szans, wyzdrowieje na pewno, ja wiem, że to leczy..." Bezczelny. Pomyślałam: bezczelny. "Powiedz to Annie Kalicie, powiedz to pewnej kobiecie z Hiszpanii, powiedz to matkom, które się zapożyczają na ten olej, powiedz to ludziom, którzy przez dwa ostatnie lata na moich oczach organizowali pogrzeby" - powiedziałam w myślach. Spuściłam wzrok, uśmiechając się nieśmiało. A potem dostałam płytę z czarnym, koślawym napisem "8.08.17 MR mózgu" i wyszłam stamtąd szczęśliwa, że nikt już do mnie nie mówi bredni. 

Glejak wielopostaciowy. Nie ma większego terminatora. Dwuletnie przeżycie? Dla mnie diagnoza jest jedna - pomylone badanie histopatologiczne. Brutalna prawda. Czy realne spojrzenie na świat?
Zielona żaba, teraz będę na widok żaby mieć wyrzuty sumienia. Tak jak na widok świętych obrazów.

00065DUM62TW3QFY-C322-F4

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

40, które jest 115.

Smok wrócił z Anglii do Polski.

Smok Magdy