Komórki nerwowe i pierwszy sen.
Ulubiony motyw życia. "Utrzeć nosa". Najlepiej wtedy, gdy jest już wszystko uporządkowane, nazwane, zaszufladkowane i panuje ogólny spokój i pokój. I nagle trach. Jak nie rąbnie. Kurz i popiół, brud i krew.
Tak się poczułam 30 września. Nie zapowiadało nic, że ten dzień będzie naprawdę żywo paskudny. To miał być zwykły, przyjemny dzień. Taki leniwy, niezbyt pospieszny - mało obowiązków, trochę zajęć. Ale jeśli mogę być szczera - przeczuwałam coś i to poprzedniego wieczoru. Coś mnie paliło od środka, od strony pleców, od strony rdzenia kręgowego. Coś nieprzyjemnie dręczyło, ciążyło. Ale zignorowałam to, bo jestem zdolna - naumiałam się ignorować niektóre rzeczy, których się boję - by funkcjonować poprawnie i jak na człowieka przystało.
Właściwie, czy to, że bym nie zignorowała tych niespecyficznych objawów, dałoby cokolwiek? Dałoby jedynie mój niepokój. 24 godziny w tę, czy w tamtą - jakie to ma znaczenie?
Fakt jest taki, że kolejny raz poczułam, jak świat rozpada mi się na kawałki tak drobne, że niezdolnym do poskładania go na nowo byłby chyba nawet sam Bóg. A ja wyobrażałam sobie, że tym razem nie pozbieram się z tego zupełnie.
Poczucie zagrożenia mieszało się z nienawiścią do losu i potężną dawką niepewności. Parłam jednak przez nadchodzące dni. Przedzierałam się przez odmęty jesieni i wciąż powtarzałam sobie, że przecież muszę oddychać i muszę po prostu odhaczać kolejne etapy - dni. Co mogę innego zrobić?
Wkraczała w nasze progi jesień. Powoli i dostojnie. Jeździłyśmy z Mamą na grzyby w nasze ulubione miejsce. Panowała między nami dziwna atmosfera. Pewnego rodzaju napięcie, ale pełne swobody. Czy taki stan jest możliwy? Tak go teraz widzę. Mama wiedziała, co w sobie noszę i szanowała to, wiedziała, że muszę to sama "przechodzić". Grzyby były terapią nie tylko dla mnie, ale i dla Niej - Ona wcale nie była obojętna w tej sytuacji. Cierpienie dopadło także Ją. Zasada niczym w neurobiologii "Wszystko, albo nic". Nie choruje tylko jedna osoba, ale cała rodzina.
Tym razem jednak było inaczej. Nie bałam się zasypiać. Nie bałam się odwrócić od Przecinka plecami. Nie bałam się iść pod prysznic, gdy On siedział w salonie i jadł kolację. Nie bałam się, zamykając drzwi i wsiadając do auta, gdy On zostawał w łóżku. Za każdym razem, gdy za skrawek spódnicy łapała mnie śliska łapa przerażenia, mówiłam sobie cicho: "Co ma być, i tak się wydarzy".
Spoglądam na zdjęcie Marty, wiszące nad moim biurkiem pełnym dokumentów, pośród tych wszystkich kalendarzy, zeszytów, notatek, listów od Klary... Spoglądam na zdjęcie Marty i na moment zastygam. Dzień po, przyśniła mi się. Pierwszy raz.
Martusiu,
przyśniłaś mi się pierwszy raz, ale to było naprawdę potrzebne. Może tak miało być? Czekałam na to tyle czasu i smuciłam się, że nie śnisz mi się. Obwiniałam Ciebie za to chyba nawet. Miałam pretensję. Tak bardzo chciałam znów Cię zobaczyć. Mieć jakiś znak od Ciebie. Przez tyle czasu - nic. Nagle w tak krytycznym momencie, jesteś. Gdy się obudziłam, leżałam przez długi czas i patrzyłam w sufit. Radość i wzruszenie splątane ze strachem. Wreszcie jesteś dla mnie, tylko dla mnie. Zobaczyłam Cię taką, jaka byłaś tego jednego dnia, w swoje urodziny, w różowej sukience na weselu siostry. 1:1. Tak samo, jak wtedy. Pomyślałam nawet, że może to sobie wymyśliłam? Ale tak mi się przyśniłaś naprawdę. Jakbym oglądała film z tego dnia. Zaraz potem zasmuciłam się na moment, pomyślałam sobie: " Oho, nieźle. Tak straszne rzeczy się dzieją, że skapitulowałaś. Może chciałaś mnie wesprzeć w ten sposób?". Zawsze myślę o Tobie, nawet w tak strasznych momentach i myślę tylko "Pomóż mi". Bo nauczyłam się wierzyć, że Ty w tym innym wymiarze słyszysz mnie i możesz coś zrobić z tym, co jest tu, na dole. Na tym piekielnym dole. Przyśniłaś mi się i uspokoiłaś mnie tym snem. Ostudziłaś moje myśli. A ten sen był "taką ręką na moim ramieniu" i słowami "Jestem, nawet jak już uwierzyłaś, że mnie nie ma".
Neurony - komórki nerwowe. 30 września kolejny raz pokazały, że są naprawdę nerwowe. Zostawię to jednak za sobą. Muszę iść do przodu.
Komentarze
Prześlij komentarz