Samotność podczas pandemii

Dawno mnie tu nie było. To nie jest jednoznaczne z tym, że nie miałam nic do powiedzenia. Wręcz przeciwnie. Codziennie układam słowa w zdania, które chciałabym tu napisać, jednak nie mam potem siły tego przekazać. Tak, jakby przestało to przynosić mi ulgę. Przestało to być terapią. Czy to problem wynikający z namnożenia  się problemów? 

Nastał czas pandemii. COVID-19 spędza mi sen z powiek od dwóch tygodni. Mało tego, był czas w styczniu, gdy spędzał mi sen tak samo jak teraz, ale gro ludzi stłamsiło to we mnie i nakazało wziąć się w garść. Zarzuty, że zbyt mocno panikuję, bardzo mnie irytowały. Gdy niespełna dwa miesiące po tym, wirus dość mocno zaraźliwy, zawitał do granic naszego państwa, zamilkłam wymownie. Tylko po to, by zaraz wybuchnąć agresją i panicznym lękiem, pomieszanym z szałem do nieprzytomności. Nastał czas, kiedy młoda osoba, mająca całe życie przed sobą, żałuje, że nie jest starsza i schorowana. Poważnie. Ja wiem, jak to brzmi. Ale myśli o zagrożeniu jakim jest utrata bliskich doprowadzają do tego, że człowiek woli sam umrzeć, niż zmierzyć się z wizją osierocenia, przez kogokolwiek. Zazdroszczę moim koleżankom, które mają młodych, zdrowych rodziców. Nie widzę po nich najmniejszego lęku. A ja wstając rano i parząc herbatę, zastanawiam się, co przyniesie kolejny dzień. I paniczny strach, czy nie wystąpią objawy, jakiekolwiek, bo przecież to nie wychodzi od razu. Mam wrażenie, że to wszystko to jakiś głupi, niepotrzebny sen, z którego obudzę się za jakiś czas, trochę pognieciona i niewyspana. 

Koronawirus wyzwolił we mnie masę agresji do ludzi. Dobrze, że nie wyrażam jej tak płynnie, jak potrafię. Gdy widzę ludzi, nie potrafiących przestrzegać zaleceń od lekarzy, od WHO, od innych pacjentów... Zamykam oczy, bo nie chcę tego obserwować. Ludzie na świecie stracili najbliższych. Na dzień dzisiejszy życie straciło 8 000 ludzi. Na całym świecie. Kogo to obchodzi? Tylko tych, którzy mają wyobraźnię i tylko tych, którzy ciężko chorują lub ich ukochana osoba ciężko choruje. Młodzi ludzie, nie obciążeni chorobami, mają wszystko gdzieś. Nie każdy, oczywiście, ale większość tak. Boli mnie to. Bo przez to ja mogę stracić to, co dla mnie najcenniejsze. Najcenniejszy jest drugi człowiek I choćbym chciała stanąć na głowie, nie zrobię w takiej sytuacji nic. Nie ściągnę przecież  z kosmosu leku Favipiravir, który podobno jest bardzo skuteczny w walce z tym dziadostwem. A kiedy rząd Polski zacznie ratować tym lekiem, skoro jeszcze nie mamy pełnych badań klinicznych?

Do tej pory czułam się bardzo chora. Wszyscy wmawiali mi, że przesadzam. Że naprawdę przesadzam. Dopiero Magda Undro-Łokietek sprowadziła mnie na ziemię. Leżałam w sypialni ponad godzinę, rozmawiając z Nią, między innymi o wirusie. Jak mogłam uważać, że lęk o bliskich i podstawowa wyobraźnia, to przesada? Magda nazwała to prosto. To po prostu realizm. To normalne spojrzenie na świat, który zna się od strony szpitali i wie się, jakie zagrożenia czyhają na osoby obciążone. Po tym jak usłyszałam Jej pełny pewności głos w słuchawce, przestałam wierzyć  we wmawianie mi, że przesadzam. Mam prawo się bać. I boję się. 

Boję się też o Joasię. Po tym jak wysłałam Jej list, poczułam wielką ulgę. A co odstrzeliło mi, by wysłać kremową kopertę akurat pod Jej adres? Niech mi tylko ktoś powie. Po prostu któregoś dnia wstałam rano i jeszcze w szlafroku usiadłam do biurka. Napisałam. Zaadresowałam, a pod koniec dnia wrzuciłam kopertę ze znaczkiem do skrzynki pocztowej na ulicy Stawki w Warszawie. Okazało się, że mój list doszedł w najbardziej gorącym czasie...Gdy Asia trafiła do szpitala. A teraz jest ten czas, kiedy Asia czeka na rezonans i Przecinek też czeka... A dzień przed rezonansem Przecinka, rezonans ma Adaś. Moje serce ledwo to wytrzymuje. Jeśli w najbliższych dniach będę się budzić codziennie, to znaczy, że moje serce jednak dało radę. 

Naprawdę chciałabym obudzić się z tego złego snu. Dawno nie miałam się tak paskudnie, jak teraz. Wegetuję. Po prostu wegetuję. Uniwersytet Warszawski odwołał wykłady aż na miesiąc. Nie wystawiam nosa z domu. Czuję się bardzo klaustrofobicznie. Gdy wczoraj wyszłam do ogrodu, posprzątać po zimie, myślałam, że Przecinek znajdzie mnie po powrocie z pracy na trawniku. Zatkało mnie od nadmiaru powietrza, myśli i chwastów. 

Nie wiem, co przyniosą kolejne tygodnie. Chciałabym, by wszyscy chorzy w stanie ciężkim, poradzili sobie. Chciałabym, żeby prace nad szczepionką były szybkie. Chciałabym, by wirus odpuścił, a leki pomogły. Chciałabym, by wszystkie najbliższe rezonanse, przyniosły nam wszystkim, Asi, Adasiowi i Przecinkowi, tylko ciepłe myśli i poczucie bezpieczeństwa. 

Tymczasem nawet nie mogę czytać książek. Po prostu nie mam siły. Zmuszam się do wszystkiego. Taka ta wiosna paskudna. Każdemu z osobna życzę słońca i bezpieczeństwa. Niech wirus Was nie dotknie, a wiosna pokaże się z jak najlepszej strony. Mam nadzieję, że mój stan psychiczny wróci do formy prędzej czy później i poradzę sobie z sytuacją. Ściskam. 


Komentarze

  1. Moja Ty kochana Kasieńko,
    ten list był dla mnie wytchnieniem, gdzie umieralam i płakałam ze strachu i bezsilności.
    Przyniósł ukojenie i zabrał te łzy. Tak miłego listu nie dostalam od wieków Kasiu.
    Chciałam Ci za niego podziękować.
    Morelowa koperta przepiękna.
    Dziecinko tulę Cię mocno do serca.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

40, które jest 115.

Smok wrócił z Anglii do Polski.

Smok Magdy